Biegliśmy sprintem bez przerwy co najmniej dziesięć minut. Byłam z siebie dumna, nigdy nie byłam atletką, zwłaszcza, że biegłam na wysokich obcasach. To pryszczaty chłopak miał większy problem niż ja. Sapał prawie jak wściekły orangutan.
W końcu się zatrzymaliśmy, kiedy już prawie ciągnęłam za sobą tego chłopaka. Byliśmy kilka ulic dalej, blisko mojego mieszkania.
Wykończona oparłam się o ścianę, a mój towarzysz prawie położył się na mokrym chodniku.
Padało, wręcz lało. Byliśmy zziębnięci i wykończeni.
– No spisałaś się. Uratowałaś mi życie – wycharczał z policzkiem przyciśniętym do chodnika. Dobrze, że w maju było w miarę ciepło.
To chyba były podziękowania. Chyba.
– Kim ty w ogóle jesteś? I co to było – wysapała z pretensją, ale chyba nie załapał tego tonu, bo z zadowoleniem zaczął mi odpowiadać płynnie po angielsku z dziwnym akcentem.
Opłacało się chodzić na korki.
– No demon, oczywiście. Wy w Polsce też je macie, wiesz swoją mitologię i takie tam.
– Demon z mitologii... – powtórzyłam głucho, jakby miało mi to pomóc w zrozumieniu jego słów.
– A tak w ogóle, jestem Apollo! – Prawie wywrzeszczał, wystrzeliwując ręce do góry. Był zdecydowanie zbyt zadowolony z siebie. – Bóg światłości i sztuki. Spokojnie nie musisz mi oddawać pokłonu.
Spojrzałam na niego jak na idiotę. Przyjrzałam się jego krzywym zębom, pryszczą i lekkiemu zeza.
– Masz rozpięty rozporek – powiedziałam w końcu.
Kiedy on w panice zaczął go zapinać, ja westchnęłam i przewróciłam oczami. Co jest nie tak z tym dniem. Otaczają mnie sami dziwacy. Babcia potwór i pryszczaty dzieciak, który twierdzi, że jest bogiem z mitologii greckiej.
– Miło było. – Uśmiechnęłam się fałszywie. – Wracam do domu...
Zdążyłam się tylko odwrócić, kiedy do mnie doskoczył i chwycił za ramię.
– Nie zostawiaj mnie! – piszczał. Jego głos przypominał pisk kredy na tablicy. – Uratowałaś mnie! Widzisz je! Musisz mi pomóc.
Zmarszczyłam brwi, chciałam wyszarpać ramię z jego uścisku, ale całkowicie się do mnie przyczepił. Jego dłonie były niczym macki zdesperowanej ośmiornicy.
– Słuchaj. Nie mam zwyczaju pomagać popaprańcom.
– Popaprańca?! – znów wrzasnął piskliwie. – Jestem bogiem olimpijskim! Zostałem ukarany i wrzucony do tego... tego ciała–iluzji! To przeznaczenie, że się spotkaliśmy! Musisz mi pomóc odzyskać dawną boskość..
– Nic nie muszę – syknęłam wściekła.
Nie bałam się go, czułam tylko obrzydzenie i wściekłość. Za kogo on się ma?
– W takim razie... W takim razie – rozejrzał się przerażony. – Wynagrodzę ci wszystko, jak już...
– Nic nie chcę.
– Nie mam gdzie się podziać! – wrzasnął rozpaczliwie.
Westchnęłam. Dzieciak bierze mnie na litość. Odgarnęłam z czoła mokre włosy i przyjrzałam mu się. Rzeczywiście wyglądał jakby był bezdomny. Dzieciak mógł mieć może trzynaście – czternaście lat. Wyglądał na przerażonego. Jak zaszczuty szczeniak.
CZYTASZ
Boski Głupek
AdventureDobra, słuchajcie. Ja naprawdę nie chciałam poznać boga i być wplątana w jego interesy. To było ostatnie co mogłabym sobie zażyczyć od świętego Mikołaja. Jednak, na moje nieszczęście, to na mnie trafił cały ten pogmatwany cyrk. To ja go znalazłam, n...