Rozdział 38

456 46 0
                                    




Czułam się jak niedźwiedź. Taki bardzo tłusty, że nie może swobodnie się poruszać, ani nawet poprawnie chodzić.

– ...i jeszcze sweterek, niżej czapeczkę, dobrze czujesz się w traperkach? – Aseel świergotał, poprawiając mi części garderoby, które mi nie wiadomo skąd załatwił.

On naprawdę zachowywał się jak taka mamusia. Ciekawe czy rzeczywiście widzi we mnie pięciolatkę. Normalnie zwróciłabym mu uwagę, ale nie miałam serca. Zresztą to było całkiem miłe.

W ogóle do Aseela miałam dziwne podejście. A od kiedy zobaczyłam go takiego słabego w kuchni, to w ogóle nie mogłam przestać się o niego martwić. Doszło nawet do tego, że zarządziłam żebyśmy zostali w świątyni Izydy kilka dni. Pol nie był zachwycony, choć nie powiedział ani słowa. Za to Aseel dosłownie skakał ze szczęścia. Robił niemal wszystko wokół mnie. Szykował mi posłanie, kąpiel, ubrania, a nawet w końcu dobrał się do moich włosów, w taki sposób, że miała parę zdobionych warkoczyków ze złotymi koralikami, czy obręczami. Były na nich jakieś hieroglify. Nie wiedziałam co oznaczają, ale kiedy Pol je przeczytał, prychnął tylko pogardliwie. Więc uznałam, że to coś co chcę sobie zostawić.

– Jest w porządku – zapewniłam, na wpół szczerze. W prawdzie było mi wygodnie, ale za gorąco.

Uśmiechał się do mnie szczęśliwy, przez co i ja czułam się zadowolona.

Parę razy zerkałam do niego w nocy i w czasie kiedy odpoczywał. Męczył się kiedy był za długo na nogach i wtedy musiał chwilę się zdrzemnąć. Zazwyczaj zaglądałam do niego, gdyż chciałam się upewnić, że na pewno wszystko w porządku. Zresztą jak się okazało, jego pokój znajdował się zaraz obok mojego, więc daleko nie miałam.

Nawet sam Pol mimo że nie chciał się przyznać, to również się interesował stanem zdrowia Aseela. Cały czas jednak nie dawało mi spokoju to w jaki sposób zachowywał się Aseel w stosunku do mnie i to jaka była jego historia i ta choroba.

Podejrzewałam, że się nie dowiem, gdyż był to bardzo delikatny temat dla obu.

– Idziemy na pustynie, nie na Antarktykę – wtrącił się między nami Pol, gderliwi na nasze szczebiotanie się.

Aseel niemal natychmiast spojrzał na niego dziko, zirytowany jego uwagą.

– W nocy temperatura na pustyni spada nawet do poniżej zera. Niech mi się tylko przeziębi, to cię zabiję! – zagroził potężnym głosem, że aż mu niemal uwierzyłam w to, że go zlikwiduje.

– Zeusie... – jęknął, przewracając oczami.

Aseel natychmiast odwrócił się bokiem do Pola i skupił się na mnie, kładąc mi dłonie na ramionach.

– No kochanie, dobrze wszystko? – zapytał miękko.

– Tak.

– To cudownie – powiedział zachwycony. – Ślicznie wyglądasz.

Wyglądałam jak bałwan, chodzący jak kaczka. No ale mu tego nie powiedziałam.

Uśmiechnął się ostatni raz i spojrzał na zniecierpliwionego Pola.

– Pamiętasz gdzie masz iść?

– Tak.

– Nie ryzykujcie w tej jaskiniach, jest niebezpiecznie. A węże pustynne...

– Wiem Aseel, wszystko wiem – powiedział dobitnie. – Będziemy ostrożni.

Nie wydawał się przekonany, ale co mógł zrobić? Przytaknął zerkając na mnie z niepokojem.

– Odwiedzimy cię jak będziemy wracać – powiedziałam z uśmiechem, co spowodowało, że trochę się uspokoił.

– Tak? – wtrącił się zaskoczony Pol.

– Tak – warknęłam mocno, bo chciałam go jeszcze raz zobaczyć.

Aseel odpowiedział mi uśmiechem, pogłaskał po głowie i przytaknął, że możemy iść. Nie było co rozdrapywać pożegnani i ja to wiedziałam. Dlatego pchnęłam Ikara i wyszyłam do tylniego wyjścia ze świątyni. Czekała nas podróż przez gorące piaski pustyni.

Wszyscy mieliśmy plecaki obładowane jedzeniem i ciuchami. Wszystko to co potrzebowaliśmy, by przetrwać podróż po pustyni. Spakował je Aseel, pod czujnym wzrokiem moim i Pola. Niektórych rzeczy w ogóle bym nie wzięła, ale Aseel twierdził, że wszystko jest potrzebne.

– Maja!

Zdążyliśmy tylko zejść po kamiennych schodach na gorący piach, kiedy Aseel krzyknął za mną i pobiegł do mnie.

– Nie powinieneś biegać – powiedziałam równo z Polem, kiedy do nas doskoczył.

Zignorował nas. Doskoczył do mnie.

– Chciałbym ci coś jeszcze dać – wyjaśnił.

Zmarszczyłam brwi, ale nie kłóciłam się. Stałam spokojnie i obserwowałam jak coś wyciąga z kieszeni. Był to wisiorek. Zwykły sznurek z przywiązanym okrągłym kamieniem z dziurką w środku. Ale jaki to był kamień! Intensywnie niebieski, wyglądający jak rozgwieżdżone niebo. Czy to był zwykły, ludzki kamień?

– To Lapis lazuli. Najcenniejszy kamień starożytnego świata. Inaczej kamień bogów – wyjaśnił widząc moje zaskoczenie. – Na pewno przyniesie ci szczęście bogów.

Patrzyłam na niego z niedowierzeniem. Kim jestem, by mi dawał coś tak cennego? Bo na pewno było cenne.

– Ja nie...

– Przyjmij – wtrącił się szybko Pol, widząc że chcę odmówić. – Masz obowiązek od niego to przyjąć.

– Mam? – zapytałam zaskoczona.

Dlaczego mam obowiązek przyjąć prezenty od Aseela?

– Będzie mi przykro jak odmówisz – powiedział śmiertelnie poważnie ciemnoskóry.

Co mogłam innego zrobić, jak nie pochylić głowę i nie pozwolić zawiesić naszyjnik na swojej szyi/ Następnie schował go pod koszulką i poklepał mnie w mostek.

– Chroń go – szepnął, patrząc mi w oczy. – A to ci w tym pomoże. – Do ręki został mi włożony sztylet. Spojrzałam błyskawicznie na czarną jak noc rękojeść i futerał. – Jak na razie zastąpi ci to główną broń, jaką na pewno niedługo dostaniesz.

– Jaką broń?

– Indywidualną i potężną – powiedział wymijająco. – A teraz idź – zniżył mi daszek czapeczki z daszkiem – idź i bądź bezpieczna. Będę na was czekał. 

Boski GłupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz