- Hej! Hej Lily! Lily Evans! Na dziewiątej..! - James próbował przedrzeć się przez tłum dzieciaków, zmierzających do Wielkiej Sali na późną kolację. Chciał dotrzeć do koleżanki z roku, a niestety nie wiedział czy Lily go ignoruje, czy po prostu nie słyszy. Był zdeterminowany, żeby się przekonać.
Truchtem przebiegł dzielący ich dystans, wyprzedzając ją o kilka kroków i nawiązując kontakt wzrokowy z dziewczyną.
- Hej rudzielcu! - wyrwał ją z myśli, które zaprzątały jej głowę.
- Cześć, James. - obdarzyła, go słodkim uśmiechem i przeczesała dłonią włosy. Jednak zdecydowała, że woli z powrotem założyć je za uszy.
- Trochę się zamyśliłaś. - zauważył chłopak. - Znowu te fantazje o Syriuszu, co?
Kąciki ust Lily zadrżały w półuśmiechu.
- Nie dzisiaj, zboczuchu - trąciła go łokciem w ramię. - Poza tym, chyba nie jestem w jego typie. Nie uważasz, że czegoś mi brakuje?
Niczego ci nie brakuje, jesteś zbyt świetna, pomyślał. Powiedziałby jej to, jednak zadrżał na myśl jaka mogła być jej reakcja. Po co ryzykować; ona nie odwzajemnia jego uczuć. Zamiast tego zażartował:
- No nie wiem, penisa?
- Właśnie! Wypadało mi z głowy. - zaśmiała się unosząc rękę, jakby właśnie, coś sobie przypomniała. - Akurat nie mam przy sobie żadnego pe.., znaczy żadnego nie mam przy sobie.?
Chciała się zapaść pod ziemię i była prawie pewna, że jej twarz zrobiła się czerwona. Za to James nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Lily?
- Taak? - spojrzała mu w oczy z podejrzliwą miną. Nie wiedziała, co zamierza Rogacz, ale była pewna, że jej się nie spodoba.
- Powiedz penis.
Evans parsknęła śmiechem i uderzyła otwartą dłonią w swoje czoło. Absurdalna prośba.
- Przypomnij mi, ile ty masz lat? - spytała spuszczając wzrok.
- Sześć i pół. Jak nie dasz rady, to nie musisz. Jakby, nic na siłę. - wzruszył ramionami. Nie miał zamiaru wprowadzić jej w zakłopotanie. No, może nie w duże. Tylko takie trochę; uroczo wyglądała.
Lily nabrała powietrza w płuca, czując znajome ciepło na policzkach.
- Penis. P-E-N-I-S. - przeliterowała z wypiekami. Rogacz prawie zaczął bić jej brawo, ale przerwał mu znajomy, szorstki głos.
- Panno Evans... - Lily zrobiła się nagle blada i James zaczął podejrzewać, że być może zemdleje. Posłała szybkie spojrzenie w kierunku bruneta, błagając o wybawienie.
- Dzień dobry, profesor McGonagall.
- Mam dla pani grafik dyżurów dla Prefektów Naczelnych na ten miesiąc. - Lily dalej stała jak wmurowana, obok rozbawionego Jamesa. - To wszystko.
- Dziękuję, do widzenia. - wybełkotała zażenowana dziewczyna i ulotniła się z korytarza ciągnąc za sobą Pottera.
- Do widzenia, pani profesor! - wykrzyczał naprędce.
Lily pozwoliła sobie zwolnić, dopiero gdy znaleźli się w bezpiecznej odległości od Minevry McG i z dala od innych świadków.
- Ani słowa na ten temat. - westchnęła, chowając twarz w dłoniach. James uniósł ręce w obronnym geście.
- Ja nic nie mówię.
- Jakie są szanse, że świat się skończy przed następną Transmutacją?