19

940 44 5
                                        

Lily Evans nie zdawała sobie sprawy, że związek z Jamesem może wyglądać tak... dziwnie(?). Huncwot był znany ze swoich krótkich i intensywnych znajomości z kobietami, więc w zasadzie była pewna, że przejmie jaką-taką inicjatywę w ich relacji. Tymczasem.., Rogacz był ostrożny. Czasami nawet miała wrażenie, że boi się jej dotknąć, żeby nie uciekła. To nie tak, żeby jej to od razu miało przeszkadzać, nie, nie, nie.., tylko miała bardzo małe doświadczenie na tym polu. Miała nadzieję, że wszystko pójdzie szybko - jak zrywanie plastra - raz, dwa i po bólu. Myśli o tym jak o nieprzyjemnych rzeczach, bo to jest nieprzyjemne czegoś nie umieć, zwłaszcza dla osób jej pokroju. Rzeczywistość błyskawicznie zweryfikowała jej plany i okazało się, że James Potter inaczej zrywa plastry. Powoli, milimetr po milimetrze przesuwa się w kierunku końca. Tyle, że jemu to łatwiej! On już ma za sobą przynajmniej dwa poważniejsze związki, pierwszy w życiu na-serio-pocałunek, a ona? No nie bardzo! Dlatego postanowiła podkręcić nieco tempo. 

Tego znamiennego dnia byli umówieni na popołudnie, na błoniach, na spacer. Jeśli nie pomyliła się w obliczeniach to było to ich czwarte spotkanie odkąd uznali, że tak, podobają się sobie nawzajem. Kiedy zeszła do niego po schodach, on czekał na nią z kwiatem w dłoni. Musiała przyznać, że zrobił tym na niej wrażenie. Przywitała się z nim, przez długie przytulenie. Pamiętała jednak swoje założenia, więc aby zaznaczyć, że nie boi się go dotknąć, pocałowała go w policzek. Brwi Rogacza powędrowały ze zdziwienia w górę. Nic nie powiedział, tylko rzucił krótkie "cześć" i poszli na błonia. Pamięta, że gdy szli obok siebie musnęła ręką jego dłoń, a po chwili splotła ich palce. Próbowała jakoś podtrzymać rozmowę, ale bez wkładu Jamesa, w ogóle się nie kleiła. Kiedy doszli do brzegu jeziora, zaczął kropić deszcz, więc byli zmuszeni do powrotu. Trochę mokrzy i roześmiani w zasadzie nie wiadomo z jakiego powodu, wrócili do zamku. 

- Cholera - zaklął James - mam jeszcze do odrobienia szlaban u Filcha...

Lily zachichotała.

- Czyli idziesz w drugą stronę. - zwróciła uwagę na fakt, bez specjalnego zabarwienia emocjonalnego. Potter odebrał to w zupełnie innym świetle. 

- Ale cię odprowadzę! Co byłby ze mnie za chłopak, gdyby.. Bo jesteśmy razem? To już czy..? - zrobił się czerwony i załamał ręce. - Jestem beznadziejny.

Na tę uwagę zszokowana Lily przewróciła oczami. 

- Przestań! Nie jesteś beznadziejny. Jesteś świetnym facetem, tylko jakby trochę za bardzo się przejmujesz.. nami. - chwyciła go za rękę, żeby dodać mu otuchy. - Mam wrażenie, że cały czas boisz się, że zrobisz coś nie tak i przez to nie masz okazji dobrze się bawić.

- Jak mam się nie przejmować?! - prawie zaczął krzyczeć, ale mimo to nie puściła jego ręki. Nie teraz. - Nareszcie dostałem niepowtarzalną szansę na bycie z tobą. Z moim ideałem, mimo że nie ma ideałów. Z aniołem. Z przyjaciółką.. Powiedz, jak ma mi nie zależeć? W dodatku muszę iść...

Oglądał ten cholerny zegarek dłużej niż potrzeba, żeby nie musieć patrzeć jej w oczy. Nawet nie zdobył się na to, żeby ją przytulić na pożegnanie. I tak pozamiatane... czuł to. Poszedł w lewo, prawie truchtał. Lily pewnie stoi na korytarzu ze łzami w oczach, myślał. Ale Lily nie płakała, ani nawet już nie stała. Zasadniczo - biegła. Pędząc po schodach do dormitorium Huncwotów, dostała lekkiej zadyszki. ("Trzeba popracować nad kondycją.")

- SYRIUSZ? Jesteś tu? - odpowiedziało jej spuszczanie wody w toalecie. - Syriusz?

- No już, już. Pali się czy co? - wyszedł z łazienki i chyba chciał ją przytulić. "Myłeś ręce?" oraz znaczące spojrzenie odwiodły go od tego pomysłu. - Coś się stało?

Opowiedziała mu o wszystkich zmartwieniach dotyczących Jamesa. 

- Dlatego mam plan i potrzebuję twojej pomocy. - nie wierzyła w to co miała zamiar powiedzieć.- Powiedz, czy wiesz co lubi James..?

- No różne rzeczy.. - podrapał się po głowie i westchnął.  - Na pewno latanie i kakao, ale kto nie lubi kakao?

Trzepnęła go w ramię.

- Nie o to mi chodzi! Wiesz o co mi chodzi! - ale Łapa nie miał POJĘCIA o co chodzi. - Co mam z nim zrobić, żeby się mnie nie bał?

James wracał do dormitorium w fatalnym nastroju. Stracił ją, na bank ją stracił! Wszedł do dormitorium z zamiarem rzucenia się na łóżko i zapicia smutków piwem kremowym. Otworzył drzwi i zobaczył na swoim posłaniu Lily gadającą z Syriuszem. Teraz patrzyli na niego, jakby się bali jego reakcji. Z powrotem zamknął drzwi, policzył do trzech i obiecał sobie, że weźmie się w garść. Wszedł do pokoju. 

- Cześć. - mruknął w stronę przyjaciela i wtedy Black wstał i wyszedł. Usłyszeli tylko: Powodzenia Lilka!

- James,.. musimy porozmawiać.  - cudownie! POROZMAWIAĆ! No już, zerwij ze mną, myślał. - no nie tyle rozmawiać, bardziej coś zrobić.. 

Nie bardzo wiedziała jak dobrać słowa, dlatego skończyło się na tym, że otworzyła dwa razy usta i nastała cisza. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego uznał ją za niesamowicie podniecającą. 

- Pocałujesz mnie?- stał jak wryty. - Teraz?

Podszedł do niej i zetknął ich usta na urywek sekundy. Ich pierwszy i ostatni buziak, jak poetycko.

- Przestań! Masz mnie pocałować, wymagam tego od ciebie jako twoja dziewczyna! - zaśmiał się smutno.

- Chyba już niedługo, prawda?

- Co ty wygadujesz? - zmarszczka pojawiła się na jej czole w geście zrozumienia. - Nie pomyślałeś o tym! Ani mi się waż to powtarzać! Nie mam zamiaru z tobą zrywać..

- Naprawdę.? - był zaskoczony tym faktem. 

- A teraz mnie pocałujesz? - podparła się pod boki z rezygnacją na twarzy. Podszedł niej i przytulił się do niej. Tak jak najbardziej lubili, jego ręce na jej talii, jej ręce na jego karku. Odsunęła się od niego i dotknęła jego nosa swoim nosem. 

Pocałował ją.

Delikatnie i powolutku przeżyła swój pierwszy, poważny pocałunek.



Zastanawiam się, czy zmienić nazwę tego zbioru(?) one shotów... Jakieś sugestie?

Historie HuncwotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz