Tego dnia James obudził się przez nadmiar ciepła. Otworzył powoli oczy i dostrzegł Lily spoczywającą błogo w jego objęciach. Do tej pory, kobiety obok których budził się Potter były idealne. Nawet przez sen! Zwykle miały duże, pomalowane na głęboką czerwień usta, które rano były seksownie uchylone. Ich włosy opadały kaskadami na poduszkę i były w kondycji podobnej do tej z dnia poprzedniego. I bywały od czasu do czasu nagie. Natomiast Lily, drodzy państwo, spała zakryta kołdrą po samą szyję, jej włosy były wszędzie oraz tworzyły coś na kształt gniazda i chyba ośliniła poduszkę. Ten obrazek wywołał głębokie rozczulenie w sercu Jamesa. Pomyślał, że mogłaby być taka jak tamte i wywołać zamieszanie w jego spodniach śpiąc, ale zreflektował się gdy zrozumiał, że nie kochałby jej gdyby była jak inne. Stokroć bardziej wolał leżeć przytulony do skacowanej Lily w Hogsmeade, niż w jednym łóżku z jakąkolwiek inną kobietą, w jakimkolwiek innym miejscu. Powieki Evans zaczęły się unosić, więc James natychmiast zamknął swoje i zaczął udawać, że głęboko śpi.
Otworzyła oczy i z powrotem je zamknęła, gdy do jej rozszerzonych źrenic dotarło ostre, poranne światło. Na powrót je uchyliła, żeby upewnić czy naprawdę leży przytulona do Jamesa, a wczorajszy dzień był rzeczywisty. Skanowała przez chwilę jego twarz i odrzuciła na bok pościel, ponieważ czuła, że zaraz się ugotuje. Przysunęła się bliżej do niego i zamarła, gdy chłopak niespodziewanie się poruszył i przyciągnął ją do siebie całkowicie pozbawiając się jakiejkolwiek przestrzeni między nimi. Nie wiedziała, że ten zabieg był jak najbardziej świadomy i zamierzony. Mogła teraz wdychać jego perfumy, które zostały z wczoraj w zagłębieniu jego szyi. Wsłuchując się w miarowy oddech mężczyzny uniosła do góry dłoń i dotknęła jego policzka. Przyjemny dreszcz przeszedł James'owi wzdłuż kręgosłupa, gdy dłoń Lily spoczęła na jego ustach i podbródku. "Na pewno genialnie całuje", myślała, gdy po raz drugi zahaczyła o lekko spękane wargi bruneta. Bardzo ją kusiło, żeby je musnąć. Chwilę walczyła sama ze sobą, ale już po sekundzie przycisnęła swoje usta do ust Jamesa. Rogacz pomyślał, że sytuacja jest idealna z dwóch powodów. Po pierwsze, no .. . wiadomo chyba... I po drugie, mógł ją porządnie nastraszyć. Otworzył oczy tuż po tym jak speszona Lily odsunęła się od niego. Jej przerażenie osiągnęło zenit, bo przecież to ona mogła go obudzić lub, o zgrozo, on może wiedzieć, że go pocałowała.
- Cześć, jak się spało? - wciąż była w lekkim szoku, więc odpowiedziała z małym opóźnieniem.
- Całkiem, całkiem, a tobie?
- Najcudowniej od miesięcy! - Rogacz był w wyśmienitym humorze odkąd poczuł jej wargi na swoich. - Co powiesz na śniadanie? Madame Rosmerta serwuje genialną jajecznicę!
Jego chłopięcy entuzjazm oddziaływał na nią od chwili, gdy otworzył oczy. Tym trudniej było mu odmówić.
- Przykro mi, ale chyba muszę już iść do siebie. Po południu zaczynam zmianę, a już jest dziewiąta. - bała się, że sprawi mu zawód, albo że go zasmuci, ale żadna z tych rzeczy nie nastąpiła.
- Oczywiście. Pozwolisz mi się odprowadzić? - tego już odmówić nie mogła. Dlatego po półgodzinie stali oboje pod drzwiami do jej kamienicy.
- Świetnie, że mnie znalazłaś. Bardzo dobrze spędziłem z tobą czas. Musimy to powtórzyć.
- Tak, koniecznie! - James zbliżył się do niej i już miała nadzieję na namiętne zbliżenie (zwłaszcza, że od poranka czuła mrowienie na ustach), ale Rogacz przytulił ją szczelnie i tylko pocałował w czoło.
- Do zobaczenia! - zawrócił i deportował się.
"Co się stało?" - myślała Lily, wchodząc do kuchni.
"Co się stało?" - myślał James, podnosząc do ust filiżankę z kawą u Syriusza.
Remus podrapał się po karku i jeszcze raz sprawdził kieszenie marynarki. Pudełko.... pudełko... pudełko.. jest! Mały czerwony sześcianik spoczywał spokojnie w jego dłoni. Do tej pory nie wiedział, jak doszło do tego, że stoi pod drzwiami Dory i zamierza poprosić ją o rękę. Spotkał niesamowitą dziewczynę, zakochał się, byli razem jakieś cztery lata i teraz zastanawiał się jak rozegrać sytuację, do której miał zamiar doprowadzić. "Czy wyjedziesz za mnie?", "Wyjdziesz za mnie?", "Zostaniesz moją żoną?", "Oj no, weź stań ze mną przed ołtarzem!". I tak w kółko. Zerknął na zegarek, żeby upewnić się czy nie przyszedł za wcześnie. Za dwie minuty szesnasta, czyli idealny czas, żeby zapukać w drzwi. Po chwilce stanęła w nich miłość życia Remusa, szerzej znana jako Nimfadora Tonks. Mimo że zwykle prezentowała się raczej nonszalancko i niedbale (co w oczach Lunatyka bynajmniej nie ujmowało jej uroku), tym razem zdecydowała się na spódnicę z grafitowego materiału, (a przynajmniej Lupin uważał, że to jest grafitowy) oraz zwiewną, białą bluzkę, odkrywającą w całości jej szyję i ramiona.
