20/2

893 45 3
                                        

- Wstawaj, wstawaj, wstawaj! Lilka, dzisiaj bal! - Lily, do której o tej porze wiadomości docierają wolniej, przetarła zaspane oczy i poszła do łazienki. Po drodze wpadła na Syriusza, wyglądał strasznie.

- Co się stało, Łapo? Nie cieszysz się, że będzie impreza? - postanowiła rozluźnić trochę chłopaka, ale nic nie wskazywało na rychłe przejście chandry.

- Denerwuję się trochę... no dobra bardzo! - wyrzucił ręce w powietrze i zaczął chodzić w kółko. - Zaproszę ją, to nic wielkiego! Robiłem już tak setki tysięcy razy, prawda? No właśnie! Dzięki, Lilka. Na ciebie zawsze można liczyć!

I zostawił zadziwioną Evans na środku korytarza. Dziewczyna już myślała, że uda jej się bez dalszych przeszkód dotrzeć do drzwi łazienki, gdy zza węgła wyskoczył rozczochrany James, umazany na twarzy pianką do golenia.

- Cześć, słońce. - cmoknął ją w usta, co poskutkowało przyjemny dreszczem w dole jej pleców. - Widziałaś może Remusa? Zabrał mi gdzieś maszynki...

- Nie widziałam, szukałeś w Pokoju Wspólnym?

- Właśnie tam idę. - i jeszcze raz ją pocałował, po czym zniknął na schodach.

Trzymała rękę na klamce łazienkowych drzwi i nagle..

- Czekaj! Zapomniałam szczotki! - Anne, urocza gryfonka z szóstego roku wpadła jak burza do środka i wyleciała równie szybko, nim Lily zdążyła cokolwiek powiedzieć.

- Merlinie, mogę się wykąpać?!



Bal bożonarodzeniowy zaczynał się o wpół do dziewiątej, więc o ósmej dwadzieścia pięć para Huncwotów stała pod drzwiami dormitorium gryfonek.

- Idę! - już po chwili mogli zobaczyć swoje wybranki. Prezentowały się nienagannie, wzorowo!

- Wyglądasz wspaniale. - powiedzieli James i Syriusz w tym samym czasie.

- Oj już nie słodźcie! Chodźmy! - żywiołowa Dorcas pociągnęła uśmiechniętego od ucha do ucha Syriusza w stronę wyjścia. James  i Lily pospieszyli za nimi. 

Wielka Sala wyglądała dosłownie nieziemsko. Stoły odstawiono pod ściany, a ich dotychczasowe miejsce zmieniło się w parkiet. Dwie kilkumetrowe choinki błyszczały przez miliony ozdób i światełek. Większość uczniów już zgromadziła się w środku, więc nasi protagoniści byli elegancko spóźnieni. Zespół muzyczny sprowadzony przez szkołę rozpoczął od walca, przez co większość uczniów, a w tym Lily, była skrępowana. Jednak jej wybranek nie dał jej dużo czasu na wstydliwości i pociągnął ją w stronę, tańczących już nauczycieli oraz kliku par. 

- James, ja nie tańczę... - protestowała gorączkowo ruda.

- Serio? A co teraz robimy? - zakręcił nią tak, że wylądowali na samym środku parkietu. - Bo mi się wydaje, że wymiatamy. 

Gdy zauważył, że niezadowolona mina Evans nie znika, miękko dodał:

- Po prostu przestań się stresować i daj mi się poprowadzić... - położył i zacisnął lewą rękę na jej drżącej talii, natomiast w prawą dłoń chwycił jej drobną rękę, składając na niej uprzednio całusa. Po trzech kawałkach Lily rozluźniła się do tego stopnia, że pozwoliła sobie na przetańczenie z Rogaczem kolejnych dwóch. W końcu, zdyszana i uśmiechnięta od ucha do ucha, za namową Jamesa, zgodziła się na chwilę przerwy.

- Dobrze się bawisz? - spytał chłopak, podając jej sok dyniowy.

- Super! Nie wiedziałam, że to taka frajda! - praktycznie unosiła się nad ziemią. 

- A co jeśli powiem ci, że może być jeszcze lepiej... - wyszeptał, dyskretnie niwelując odległość między nimi. 

- Nie uwierzę.. - zachichotała w odpowiedzi.

- To chodź. - nie czekając na jej reakcję, której, nawiasem mówiąc, piekielnie się bał, pociągnął ją w stronę wyjścia. Zatrzymał się dopiero na zewnątrz pod jedną z kolumn.

- Co my tu robimy, oprócz tego, że marzniemy? - pominął jej pytanie, tylko przyciągnął ją do siebie i pocałował. Namiętnie, długo i wymagająco. Trzymał ją mocno w ramionach i pieścił jej usta. Po raz pierwszy w życiu zależało mu na kimś bardziej niż na własnej osobie, więc chciał jej tą pieszczotą sprawić maksymalną przyjemność. Gdy się od siebie oderwali, Lily bezwiednie westchnęła i powiedziała:

- Dobra już mi ciepło.. - zaśmiał się razem z nią i zadał TO pytanie.

- Skoro już nie ziębniesz to może zgodzisz się pójść na randkę ze mną? - końcówki zdania nie był już w ogóle pewny.

- Pewnie, że bym chciała. - i postanowiła jeszcze raz przyciągnąć go do czułego pocałunku, który trwałby jeszcze długo, gdyby nie ujemna temperatura. 

Z wypiekami na policzkach, wrócili do zamku.

Historie HuncwotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz