Wojna trwa. Ludzie giną. A co robi on, Syriusz Black? Siedzi w Hogwarcie i przewraca strony Proroka Codziennego, czytając o kolejnych śmierciach. Nie sądził, że kiedyś nadejdzie taki moment, ale podobnie jak reszta Huncwotów odliczał dni do końca roku szkolnego. Siedem lat uczyli się w tym zamku, siedem lat nieświadomie pogłębiali więzi między sobą, siedem lat i nagle mają to ot tak zostawić? Można powiedzieć, że taki szmat czasu to prawie połowa ich żyć. A jednak w dalszym ciągu czują, że jeśli nic nie zrobią, to Hogwart, miejsce, w którym dorastali, kształcili charaktery, ujednolicali światopogląd, zniknie. Ciężko byłoby żyć ze świadomością, że dopuścili, ba! Przyczynili się swoją biernością do zagłady ich drugiego domu.
Syriusz usiadł na parapecie swojego dormitorium z przypadkową kartką i ołówkiem. Jego ręka zaczęła kreślić bardziej i mniej chaotyczne, mocne, stanowcze i delikatne linie. Z tego bałaganu zaczął wyłaniać się portret dziewczyny. Tak drodzy państwo, Syriusz Black lubi rysować. I robi to naprawdę wyśmienicie! Niby żaden powód do wstydu, ot niewinne hobby, ale chłopak postanowił nie ujawniać go przed światem. O małym sekrecie Łapy nie wiedziałby nikt, ale los wziął sprawy w swoje ręce. Lily Evans była na razie jedynym powiernikiem tej tajemnicy. Właśnie weszła do huncwockiego dormitorium i usiadła naprzeciwko bruneta. Ostatnio często tak robili. Siadali i rozmawiali. Kilka razy nawet stworzył jej portrety. Tym razem dzielili się planami na przyszłość, która była cholernie mętna i niepewna.
- Korespondowałam nawet z tą kobietą z Doliny Godryka. Jest gotowa wynająć mi i Dorcas mieszkanie już na początku lipca. - Ruda była bardzo podekscytowana samodzielnym życiem. Nie mogła tego powiedzieć o swoim towarzyszu. - Dalej się martwisz?
- Dziwię się, że ty nie. To ty zawsze musiałaś mieć wszystko zaplanowane, a na chwilę obecną wszystko co przed nami to jedna, wielka niewiadoma. - uśmiechnął się. Dużo już o tym dyskutowali.
- Masz rację. - czyżby się przesłyszał? - Ale czwórka wspaniałych facetów nauczyła mnie, że martwić należy się dopiero wtedy, kiedy spotka się z problemem twarzą w twarz, a potem natychmiast go rozwiązywać. Dlatego nie możesz się zadręczać! Został nam tydzień, żeby nacieszyć się bezpieczeństwem i spokojem. Oboje wiemy, że mam rację, dlatego nie kłóć się ze mną.Chodź na błonia, reszta już czeka.
Trudno było się sprzeczać z troskliwym, matczynym głosem rudowłosej. " Dobry wybór, Jamie" pomyślał. Jednak wybranka serca Łapy widniała na przypadkowej kartce na parapecie w Wieży Gryffindor'u.
miesiąc później
Jeszcze trzy pudła i Lily Evans mogła powiedzieć, że skończyła się przeprowadzać. Okazało się, że wynajęły wraz z Cassie mieszkanie tuż naprzeciwko domu Potter'ów. Można więc powiedzieć, że znowu są sąsiadkami Huncwotów, no... połowy. Ruda właśnie stała pod drzwiami James'a i miała szczerą nadzieję, że zrobi mu niespodziankę.
- Cześć! - gdy zobaczyła jego minę, utwierdziła się w przekonaniu, że jest faktycznie zaskoczony i ... bez koszulki.
- Lily? Znaczy się... Co ty tu...? Znaczy się... cześć! - zachichotała słysząc ten nieskładny zlepek wyrazów.
- Wiem, że to zabrzmi niesamowicie banalnie, ale mogę pożyczyć cukier, sąsiedzie? - oczy James'a powiększyły się do rozmiaru spodków.
- Nie gadaj!
- Gadam! - roześmiała się serdecznie. Mężczyzna oprzytomniał, gdy zdał sobie sprawę ze swojego zachowania.
- Wejdziesz?
- Tak w zasadzie to chciałam się tylko przywitać i prosić o pomoc. Mamy jeszcze kilka kartonów, które są okropnie ciężkie. Pozwolisz się wykorzystać? - zapytała zadziornie z nadzieją w głosie.
Rogacz nic nie odpowiedział, tylko założył buty, odwrócił się przez ramię i krzyknął:
- Łapo, zaraz wrócę, idę do Lily!
- Do kogo..!? - Syriusz w odpowiedzi otrzymał trzaśnięcie drzwiami. James szedł dziarsko przez ulicę w samych spodniach od pidżamy, nie przejmując się zgorszonymi spojrzeniami przechodniów czy speszonym wzrokiem swojej towarzyszki. Dotarłszy pod mieszkanie dziewczyn, wziął dwa najcięższe pudła, zostawiając Lily karton pełen poduszek. Evans mimowolnie przygryzła wargę, gdy mięśnie jego ramion oraz pleców napięły się.
- Prowadź, słońce. - na ziemię sprowadził ją głos Rogacza. Szybko pokierowała go do mieszkania, w którym już czekała Dorcas.
- James? - nie zdążył odpowiedzieć, bo w następnej chwili ramiona dziewczyny ciasno go oplatały.
- Cassie? Rany, ale tęskniłem!
Usiedli w salonie i zaczęli rozmawiać, wspominać, śmiać się i żartować. Nie było z tym żadnych problemów, gdyż po półgodzinie zjawili się zaalarmowany Syriusz i Remus.
- Jak z pracą? - zagadnął James. Lily czekała na to pytanie. Bardzo chciała się pochwalić tym co osiągnęła.
- Jestem już oficjalnym magomedykiem w Szpitalu Świętego Munga! - była strasznie podekscytowana wizją nowych możliwości. Nie mniej szczęśliwi byli jej nowi sąsiedzi, a raczej świeżo upieczeni aurorzy. Dowiedziała się, że Remus pracuje, jako łamacz zaklęć dla Banku Gringotta. Cieszyła się. Na te kilka godzin udało im się zatrzymać w miejscu i zapomnieć o tym wszystkim co ich otaczało.
Sielski nastrój przerwał nagły huk na głównej ulicy. Jak na zawołanie w salonie dziewczyn zapadła grobowa cisza. Znowu hałas. Na szczęście pobudził Syriusza oraz James'a. Na te krótkie chwile Evans zderzyła się z prawdą. W zasadzie to nawet z dwiema; jej koledzy z rocznika przestali być chłopcami, biegającymi po zamku z torbą łajnobomb. Teraz trójka rosłych mężczyzn ze stanowczymi wyrazami twarzy działała razem, żeby zapewnić bezpieczeństwo jako takie sobie oraz towarzyszkom. I druga prawda; za oknem dało się słyszeć krzyki śmierciożerców oraz błyski Zaklęć Niewybaczalnych, co wiązało się tym, że życie każdego z jej przyjaciół było zagrożone. Cała piątka wszyła z budynku i od razu przystąpiła do działania. Wiedzeni intuicją oraz nabytą wiedzą w połączeniu z niebywałą inteligencją byli niepokonani.
- Avada Kedavra!
- Expeliarmus!
- Drętwota!
- Crucio!
Świst zklęć oraz krzyki raz po raz przedzierały się przez mrok nocy. Wkrótce do naszych bohaterów dołączyli zawiadomieni aurorzy. Nagle krzyk przeszył powietrze. Jeden ze śmierciożerców torturował James klątwą Cruciatus. Lily oraz Syriusz wykazali się podobnym refleksem, gdyż w tym samym czasie wycelowali w napastnika różdżki, mówiąc:
- Drętwota!
Zamaskowana postać padła sparaliżowana na ziemię, tuż obok Rogacza. Evans podbiegła do Huncwota i zaczęła oceniać zakres uszkodzeń jego ciała. Na szczęście mężczyzna wyszedł z potyczek bez szwanku, więc udali się na pomoc reszcie. Pracownicy Ministerstwa powoli deportowali się wraz ze złapanymi oraz spętanymi napastnikami. Nastała dziwna cisza. Szóstka nastolatków nie wiedziała za bardzo co ma ze sobą zrobić. Nie wypada się cieszyć, chociaż walczyli tak nieziemsko! Zachować powagę? Wszyscy są cali i zdrowi, więc na szczęście nie ma z kim płakać. W takich sytuacjach nieoceniony okazywał się być Remus. Miał bowiem umiejętność przekonywania ludzi, że wszystko gra. Nie ważne czy właśnie dostali szlaban od McGonagall, czy zostali zaatakowani przez śmierciożerców.
- Chodźmy już. Zrobię kakao. - udali się do domu Potteró'w na gorącą czekoladę. Ciężko powiedzieć jak się czuli. Chyba nareszcie dotarło do nich z czym będą się mierzyć, jeśli chcą zachować bliskich i ... życie.