Gdy James obudził się tamtego dnia, miał koszmarnego kaca. Skronie pulsowały, czuł suchość w ustach oraz fakt, że ma przekrwione oczy. W zasadzie nie chciał się budzić. Wolałby trwać w przemiłej krainie słodkich snów, w której nie ma czegoś takiego jak ból głowy. Obudziły go krzyki.. z zewnątrz, chyba z Pokoju Wspólnego. Jęknął przeciągle, ale szybko zamknął paszczę, bo przypomniał sobie o dwóch innych skacowanych ciołkach, z którymi od siedmiu lat mieszkał. To, że on miał zrypany poranek i najpewniej także resztę dnia, nie oznacza, że oni też muszą. Spadł z łóżka przy pierwszej próbie osiągnięcia pionu. Druga skończyła się sukcesem, więc dotarł do drzwi, zza których dobiegał lekko przytłumiony, ale nadal cholernie wyraźny wrzask.
-... on jest mój, kretynko! Mam ci to przeliterować?! Au! Jak ci przywalę...
- Jak możesz? Po tym wszystkim?! Myślałam, że mogę na ciebie liczyć!
Piski brzmiały dużo przyjemniej w dormitorium niż na schodach. Ale James nie zamierzał udawać, że mu nie przeszkadzają, więc siląc się na najbardziej uprzejmy o tej porze dnia ton, powiedział:
- Mam jedną prośbę, okej? - spytał, przymykając oczy. Obie dziewczyny ucichły zaraz po zauważeniu jego obecności w pomieszczeniu. - Czy możecie przenieść tę kłótnię wagi państwowej w inne miejsce? Na przykład do innego kraju? Chyba tylko stamtąd nie będzie was słychać w moim łóżku... No powiedzmy w moim życiu.
Dziewczyny zrobiły rzecz, która wprawiłaby w osłupienie bardziej kontaktowe osoby od Jamesa w tamtych okolicznościach; zachichotały. Chyba nawet chciał coś powiedzieć, ale machnął ręką i odwrócił się z zamiarem zakopania się pod kołdrą. Próba ta został natychmiast udaremniona przez dwie pary małych rąk, które oplotły jego ramiona.
- Jesteś taki niesamowity, James! - odbiło mu się od błony bębenkowej z mocą stu trzydziestu decybeli. - Nie chciałbyś się może ze mną umówić w następny weekend? Jest wyjazd do Hogsmead...
- Nie, raczej bym nie chciał, dziękuję za propozycję, ale mam już kogoś...
- No błagam cię! Chyba nie mówisz o Lily Evans? - przerwała mu druga, do tej pory milcząca blondynka.
- Wręcz przeciwnie. Mam na myśli właśnie Lily. - zaprzeczył ostro, marszcząc brwi. - Sugerujesz coś?
- Nie nic...- dodała speszona. - ale ona podobno się z kimś spotyka. I to już od tygodnia, więc jesteś trochę nie na bieżąco...
- Podobno Ellie, no wiesz ta puchonka, nie wiesz? No ta blondyna z czwartego roku! No, to ona widziała wczoraj Lily i jakiegoś krukona razem w bibliotece...
Zdenerwowany faktem, że nie był "na bieżąco" i tym, że obie dziewczyny znowu chichotały, pobiegł do swojego dormitorium.
- Panowie mamy nieoczekiwany problem! - nagle sen przyjaciół przestał być sprawą priorytetową. - Lily chyba kogoś ma...
Syriusz, niezbyt poruszony takim wyznaniem, przeciągnął się i przewrócił na drugi bok. Ciężko było stwierdzić, czy w ogóle obudził go monolog Rogacza. W przeciwieństwie do Łapy, Remus by całkowicie wybudzony i już sięgał w stronę stolika nocnego po szklankę z wodą.
- Zachowaj spokój, Rogasiu... - wysapał między haustami płynu. - najpierw śniadanie i aspiryna.
Widząc niepocieszoną minę Jamesa, dodał uśmiechając się z roczuleniem.
- Potem pójdziemy do łazienki i wszystko mi opowiesz. - dobył różdżki i, nie przerywając nawadniania organizmu, wyszedł z dormitorium, ciągnąc w powietrzu za sobą śpiącego Syriusza.