15

1.2K 51 4
                                        

Life is about people..

Życie to przede wszystkim ludzie. James usiadł na parapecie i zapalił drugiego dzisiaj papierosa. Zaciągnął się narkotykiem, który wypełnił jamy jego ciała i z powrotem ulotnił się z organizmu, zostawiając po sobie uczucie drażniącego drapania. Chłopak spojrzał jeszcze raz na zalane słonecznymi promieniami błonia i spoglądnął badawczo na ludzi, którzy się tam znajdowali. Tacy szczęśliwi i beztroscy. Brzydził się tym. W aktualnej sytuacji dostrzegł rażący kontrast między pogodą, a faktycznym stanem rzeczy. Poza granicami szkoły toczy się walka. Realna, żywa, prawdziwa, krwawa walka o śmierć lub życie. Bolało go to, że jako jeden z niewielu potrafił dostrzec powagę rzeczywistości. Beznadzieja i rozpaczliwe pragnienie naprawienia świata z jednej strony pchały go do działań, a z drugiej zaś odbierały resztki sił, gdy przychodziło do znoszenia obojętności innych. Ciężko jest zachować dzieciństwo, gdy wokół trwa wojna, ale zdecydował się wziąć to brzemię na swoje barki. Nie pozwoli swojej młodości ulotnić się tak po prostu. Będzie ją trzymał w zaciśniętych pięściach i nie pozwoli odejść. W obliczu śmierci zrozumiał, że jego życie może zakończyć się w mgnieniu oka i musi coś ze sobą zrobić. Skoro niedobrowolnie został samobójcą, to co szkodzi pożyć na sto procent? 

Poczuł delikatne muśnięcie w okolicy łopatek. Było ono na tyle subtelne, że aż nie możliwe do wychwycenia. Tylko jedna osoba na ziemi potrafiła sprawić dotykiem zaledwie palca, że włosy na karku stawały mu dęba. Ciało tylko jednej osoby działało tak stymulująco na jego zmysły. Dlatego poznał od razu czyja ręka zahacza o materiał jego podkoszulka i zatapia się w gęstwinie jego włosów. Dobrze, że nie jest sam, gdy dopadają, go stany depresyjne. Odwrócił się do dziewczyny, stojącej za jego plecami i podniósł się z ziemi, by móc zrównać się z jej wzrostem. W zasadzie, pragnął ujrzeć tylko jej fascynujące oczy. Duże, kocie oczy z bezdennymi źrenicami, otoczonymi przez szmaragdową barwę tęczówek. Powtórnie zaciągnął się papierosem, pozwalając na dewastacje tkanek w jego płucach i nie przerywając ich kontaktu wzrokowego, wypuścił dym. Niedopałek wrzucił niedbale do wypełnionej po brzegi popielniczki, która stała na parapecie. Wolną rękę oplótł wokół jej talii, a gdy uwolnił od papierosa drugą, ją także umieścił w okolicy jej bioder. Powolnym, niedbałym ruchem przyciągnął do siebie ciało dziewczyny, która nie stawiała nawet oporu. Cały czas utrzymywali kontakt wzrokowy i chociaż od kilkunastu minut nie zamienili nawet słowa, to w pomieszczeniu panowało napięcie wywołane bliskością. Dziewczyna podniosła prawą dłoń poczęła sunąć nią wzdłuż jego kości policzkowych, docierając do podbródka, a w końcu ocierając się o jego usta. Stanęła na palcach i złożyła czułe cmoknięcie na jego wargach. W miejscu, w którym ich ciała połączyły się na chwilę, odczuwał przyjemne mrowienie. Przymknął z rozkoszy powieki i pozwolił uczuciu ekscytacji i podniecenia rozprzestrzenić się po całym ciele. Zachęcona jego reakcją, nie poprzestała na tym. Pocałowała go. Raz. Drugi raz. Trzeci. Uniósł ją, pozwalając jej nogom, owinąć się wokół jego bioder. Cały czas wymieniali pocałunki. Zjechał ustami najpierw znacząc ścieżkę wzdłuż jej żuchwy, wracając do jej soczystych warg i znowu zawracając w dół. Gdy dotarł do miejsca za jej uchem, usta dziewczyny uchyliły się z przyjemności. Świadomie lub nie, ich właścicielka wydała cichy pomruk zadowolenia, który nagle przeszedł w jęk rozkoszy.                        Po chwili ona zaczęła masować jego kark i ssać powoli jego dolną wargę. Zjechała niżej i składała mokre pocałunki na szyi Jamesa, przygryzając ją co chwilę. 

- Mała, powiedz, która jest godzina? - miał zamiar delikatnie zasugerować, że pora przestać, gdyż według jego kalkulacji, są już spóźnieni na kolację. - Kochanie?

Gwałtownie oderwała się od niego i wstała na równe nogi.

- Wiesz co sobie pomyślałam? Mamy siedemnaście lat, prawda?

- Prawda. 

- Dokładnie! Jesteśmy młodzi. Właśnie teraz mamy czas, żeby robić głupoty, prawda? - spojrzała przelotnie w jego stronę i nie czekając na jego reakcję, kontynuowała chodzenie tam i z powrotem po dormitorium, żywo przy tym gestykulując. -No dokładnie! Chcę zrobić coś, co teraz mnie uszczęśliwi, ale może budzić wstyd za kilka lat. 

Podeszła do skraju łóżka, na którym siedział i kucnęła tuż przed nim. 

- Nie chcę dłużej być "niewinna". I chcę, żebyś mi w tym pomógł. - uśmiechnęła się szeroko, widząc jego zdziwioną minę. - Ale o tym później, teraz kolacja, złotko.



~Pomyślałam sobie, że przecież nikt nie jest święty, a moi bohaterowie na pewno też tacy nie byli. ~

P.S. TO NIE KONIEC TEJ CZĘŚCI :)

Historie HuncwotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz