Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wbrew pozorom Lily Evans nie rodziła na kanapie w mieszkaniu, tylko starała się uspokoić. Dwudziestodwulatka czekała na swojego chłopaka niespokojna bardziej niż kiedykolwiek. Powody? James Potter, będąc aurorem, ciągle narażał się na niebezpieczeństwo i właśnie spóźniał się dziesięć minut. Bardzo go kocha, a jego praca non stop powoduje u niej palpitacje serca. Oczywiście będąc parą od trzech i pół roku zdążyli skonsumować ich związek niejednokrotnie. I tu dochodzimy do drugiego powodu. Pół godziny temu Lily odkryła, że jest w ciąży.
Wdech, wydech. Nie, James również nie rodził na wycieraczce własnej kamienicy. Ostatni raz spojrzał na czerwone pudełeczko i wyciągnął klucze. Zamarł w sekundzie, gdy usłyszał szmer za plecami. Naraz do jego uszu dotarł męski chichot.
- Nie jesteś śmieszny, Łapo. - Czuł, że zaraz nadejdzie czas na wyjaśnienia. W końcu wyszedł z pracy piętnaście minut wcześniej niż zwykle, a dotarł do domu spóźniony o dziesięć.
- Dzisiaj się jej oświadczę. - wyprzedził wszelkie pytania przyjaciela. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego co zobaczył. Syriusz uśmiechnął się, poklepał go po ramieniu i rzekł spokojnie:
- Najwyższa pora, stary.
Słowa Black'a uspokoiły James'a, więc otworzył te cholerne drzwi i pomyślał, że przecież raz się żyje.Usłyszała charakterystyczny szczęk kluczy w zamku od drzwi i prawie podskoczyła, gdy się zatrzasnęły. Wszystko było nie tak, a Lily była zbyt inteligentna i spostrzegawcza, żeby tego nie zauważyć. James się spóźnił i nie przywitał się z nią od progu jak zawsze. Postanowiła przejąć inicjatywę:
- Cześć kochanie! - starała się panować nad głosem.
- Cześć, cześć... - teraz była bardziej niż pewna, że coś nie gra. Roztargniony James to zdenerwowany James, a James jest zdenerwowany gdy musi podjąć ciężką decyzję. Chyba nie chce jej zostawić? Nie, to nie możliwe. Rogacz dosiadł się do niej na kanapie i westchnął.
- Możemy porozmawiać? - świetnie. Teraz to już na pewno ze sobą zerwą i zostanie sama z dzieckiem i...
- Jasne... Masz jakiś problem, Jamie?
Uśmiech rozprzestrzenił się na jego twarzy.- Ty jesteś moim problemem... - zgubił na chwilę wątek.
- Z problemami najlepiej się przespać, tak słyszałam. - zachichotał słysząc jej słowa. Zdecydowanie powinna ograniczyć spotkania sam-na-sam z Łapą. Opamiętał się, gdy przypomniało mu się, co właściwie zamierza zrobić. Puls mu podskoczył, a na ręce i kark wystąpiły kropelki potu.
- Zanim przejdę do sedna, chciałbym żebyś była w pełni świadoma, jak bardzo cię kocham. Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy, niż podczas tych kilku lat spędzonych z tobą. Nie potrafię i nie zamierzam wyobrażać sobie mojej przyszłości z kimś innym przy boku. Sprawiasz, że mam ochotę zwlec swoje kończyny razem z tułowiem z łóżka tylko po to by zobaczyć cię w kuchni, robiącą mi kawę. Jeszcze nic nigdy nie sprawiało mi takiej przyjemności jak przebywanie z tobą. No może oprócz "rozwiązywania problemów". - kobieta załapała o co chodzi w trymiga, więc spuściła głowę zasłaniając szeroki uśmiech. - Kocham wszystkie twoje dziwactwa, wady i zalety oraz szczegóły, których sama w sobie nie lubisz. Nie ma rzeczy, która przerażałaby mnie bardziej od utraty ciebie, w jakimkolwiek wymiarze. Dlatego w obecnej sytuacji nie widzę innego wyjścia...
Zsunął się z kanapy, uklęknął przed miłością swojego życia i sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. Lily zatkała sobie usta ręką i wstrzymała oddech. James zbladł jeszcze bardziej i zaczął obmacywać swoje ubranie w poszukiwaniu zguby. Trochę się uspokoił, gdy sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął czerwone pudełeczko w kształcie serduszka. Ręce trzęsły się mu okrutnie, a do głowy przychodziły coraz poważniejsze wątpliwości. Podniósł wzrok na Lily i pomyślał, że podjął właściwą decyzję. Teraz ona musi podjąć swoją.