34

902 73 61
                                    

* Izuku *

Siedziałem obok łóżka mojego ukochanego, trzymałem jego dłoń, która z każdym kolejnym dniem stawała się coraz zimniejsza. Szczeniak umiera razem z nim a ja nie mogę nic zrobić. Nawet go przeprosić za moje chore zachowanie, mogę tylko siedzieć i patrzeć jak jego skóra staje się bledsza, bez kolorów...

Załkałem głośno w jego dłoń, którą trzymałem w swojej.

- Przepraszam Katsuki to moja wina... Kocham cię wiesz? Nasze maleństwo też, więc proszę żyj ze mną... Obudź się... Proszę - moje policzki były mokre powoli mocząc jego delikatną skórę.

Tak bardzo nie chciałem żeby odchodził. Chcę wynagrodzić mu wszytsko co zrobiłem, przeżyć najlepsze chwilę naszego życia razem z naszymi szczeniakami. Wyjechać na wakacje, budzić się obok mojego wybranka... A wszystko to zostało mi odebrane przez moją głupotę. Nie wybaczę sobie tego do końca moich dni. Nawet nie wiem czy będzie mi dane mu to wynagrodzić.

Siedzę tutaj już któryś dzień z kolei. Firmą zajmuję się mój zastępca, a że nie jest doświadczony to mocno dostajemy w plecy. Dużo osób do mnie dzwoni ale nie odbieram bo po co? Jak mnie nie będzie to muszą sobie poradzić.

Cały dzień Spędziłem w sali na noc nie pozwolili mi zostać mówiąc, że wyglądam jak chodząca śmierć. A jak mam wyglądać? Przecież mój mąż razem z potomkiem są na łożu śmierci a ja mam wyglądać jak jakaś gwiazda filmowa? No chyba raczej nie...

Złożyłem delikatny pocałunek na czole blondyna i ciężkim krokiem ruszyłem do wyjścia. Wsiadłem do auta przecierając zmęczone tęczówki. W głowie powtarzałem sobie słowa, że wszystko będzie dobrze i wyjdzie z tego. Katsuki to silna omega, nie wytrzymał z mojej winy...

Ruszyłem z dużą prędkością do domu. Chciałem jak najszybciej wrócić do blondyna. Wezmę parę rzeczy, umyje się, prześpię z godzinę i wrócę do mojej kruszynki.

Mój telefon wydał dźwięk, spojrzałem na ekran. Był to numer szpitala. Odebrałem telefon mrucząc ciche słucham.

- Witam. Panie Midoriya Pana mąż zmarł przed chwilą... Tak mi przykro- on nie żyje... A ja nie byłem przy nim jak brał swój ostatni wdech...

Rozłączyłem się i życiem telefon gdzieś na siedzenie. Z moich oczu lały się łzy bezsilności i smutku. Mało widziałem.

Nagle usłyszałem duży huk i poczułem ostry wstrząs. Ledwo przytomnym wzrokiem Patrzyłem na moje rozbite auto o konar drzewa i Uśmiechnąłem się.

- Już do ciebie idę skarbie - mruknąłem i Zamknąłem swoje oczy, oddając się w objęcia śmierci...

_______________________________________

Planuje jeszcze z trzy rozdziały. Może dwa? Zobaczę... Wybaczcie, że tak krótko...

Miłego dnia ♥️♥️

Zielonowłose wybawienie ~ Dekubaku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz