Rozdział 3

3.5K 280 102
                                    

OGŁOSZENIE PARAFIALNE

Niniejszym oświadczam, że niejaki Jake Russo, zwany potocznie Dżejkusiem, należy tylko i wyłącznie do @MrsMackenziee xD xD xD


Jake

Maszerowałem spokojnym krokiem, kiedy w oddali mignęła mi burza rudych włosów. Naszła mnie myśl, że gdzieś już je widziałem i wtedy przed oczami stanął mi obraz pielęgniarki ze szpitala. Siedziała na ławce w parku, odwrócona tyłem do mnie.

Mackenzie Harper, przypomniałem sobie jej imię i nazwisko z plakietki. Śliczna była, do tego te długie włosy, które aż się prosiły, żeby wsunąć w nie dłonie. Ciekawiło mnie, jak zareagowałaby, gdybym to zrobił. Wyglądała na kobietę, która nie poleci na kilka pięknych słówek. Od razu przypomniałem sobie naszą rozmowę, podczas której próbowałem ją poderwać. Do pewnego momentu jej to nie przeszkadzało, ale później... Nazwała mnie Piotrusiem Panem, co – prawdę mówiąc – bardzo mnie rozbawiło. Może posiadała odrobinę racji, ponieważ po części tak się zachowywałem. Mackenzie się zdystansowała i nie pozwoliła nigdzie zaprosić. A teraz spotkałem ją przypadkiem w parku.

− Cześć. – Przystanąłem na wprost, zasłaniając jej słońce.

Dziewczyna miała na sobie czerwone spodenki w białe groszki oraz białą bluzkę na cieniutkich ramiączkach. Z mojej perspektywy mogłem swobodnie przyjrzeć się delikatnemu zarysowi piersi, skrytych za lekkim materiałem. Chyba zbyt długo odmawiałem sobie seksu, skoro rajcował mnie biust u kobiety, którą tak na dobrą sprawę w ogóle nie znałem.

− Cześć. Co tutaj robisz? – Rozejrzała się. – Przyszedłeś sam?

− Jeśli pytasz o Maze, to mała jest dzisiaj u swoich dziadków. Mogę się dosiąść? – Wolałem zapytać, zanim bez pozwolenia zająłbym miejsce.

− To publiczny park. Możesz tu robić, co zechcesz – mruknęła, przesuwając się na bok.

Objąłem wzrokiem jej zgrabne nogi, które skrzyżowała w kolanach. Mackenzie naprawdę mi się spodobała.

− Pierwsza zajęłaś tę ławkę. Dzisiaj nie pracujesz?

− Nie. A ty? Nie jesteś zajęty? Nie masz służby?

Obserwowała mnie zza okularów przeciwsłonecznych, co nie za bardzo przypadło mi do gustu, bo wolałbym patrzeć w zielone tęczówki. Tak, pamiętałem, jakiego koloru były oczy Mackenzie.

− Szykuję się do wyjazdu na misję – przyznałem zgodnie z prawdą. – Nie miałabyś ochoty na loda?

− Słucham? – Aż rozdziawiła usta.

Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, jak zabrzmiałem. Normalnie wybuchnąłbym śmiechem, jednak nie chciałem wpędzić mojej towarzyszki w większe zakłopotanie.

− To znaczy, czy nie zgodziłabyś się pójść ze mną do pobliskiej kawiarni na lody. Deser, Mackenzie – wyjaśniłem, przyglądając się, jak zacisnęła wargi w wąską kreskę.

− Nie jestem pewna... – zaczęła, ale wszedłem jej w słowo.

− To tylko towarzyskie spotkanie. Przecież nic takiego nie robisz, a gdybyś się dokądś spieszyła, to już dawno by cię tu nie było – zauważyłem. – Obiecuję panować nad swoim językiem i więcej się nie przejęzyczać.

Rudzielec przez chwilę przypatrywał mi się w milczeniu, aż w końcu nieznacznie skinął głową.

− W porządku. - Jednocześnie poderwalismy się z ławki. – Mieszkasz niedaleko? – zagadnęła, gdy ruszyliśmy wzdłuż ścieżki do wyjścia z parku.

(Nie)planowana misja (BRACIA RUSSO #2) -ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz