Rozdział 11

3.1K 263 99
                                    

Mackenzie

Poczułam ruch na łóżku, więc niechętnie uniosłam powieki. Spostrzegłam Jake'a, który zakładał na siebie ubrania, wpatrując się we mnie. Leniwy uśmiech zawitał na moich ustach na samo wspomnienie tego, co wyprawialiśmy przez większość nocy. Gdy zerknęłam w stronę okna, zorientowałam się, że na dworze zrobiło się jasno.

- Nie chciałem cię obudzić – odezwał się, kiedy zakrył tors. – Jest dopiero piąta rano. – Jake uprzedził moje pytanie o godzinę. W odpowiedzi ziewnęłam przeciągle. – Odezwij się później. – Po raz ostatni posłał mi ciepłe spojrzenie i w końcu skierował do wyjścia.

Westchnęłam cicho, gdy zostałam sama. Najchętniej wcale nie pozbawiałabym się towarzystwa Jake'a – prosząc go o pozostanie – ale wtedy zmieniłabym zasady. Najwyraźniej wciąż znajdowałam się pod wpływem bardzo przyjemnych doznań, które zapewnił mi mój kochanek, skoro w ogóle o czymś takim pomyślałam. Przekręciłam się na drugi bok i niedługo później znów zapadłam w senną toń.

Obudził mnie natarczywy dzwonek telefonu. Ledwo przytomna podniosłam głowę i sięgnęłam po komórkę. Jęknęłam, i to wcale nie cicho, kiedy zobaczyłam, kto się do mnie dobijał.

- Babciu, czy chociaż raz mogłabyś zażyć tabletkę na spanie i wstać odrobinę później niż o szóstej? – wystękałam, zanim Rose zdołała powiedzieć choćby „dzień dobry".

- A czy ty mogłabyś kłaść się wcześniej? Wtedy nie miałabyś problemów ze wstawaniem – odparła babunia, chichocząc pod nosem. – Poza tym, czy nie idziesz dzisiaj do pracy?

- Idę. – Nie było sensu tkwić w łóżku, skoro i tak zostałam obudzona, a za godzinę miał zadzwonić budzik. Odchyliłam nakrycie i założyłam na siebie szlafrok, wiszący na drzwiach od łazienki. Potrzebowałam kawy, jeszcze mocniejszej niż zwykle. – Wybierasz się na targ, że jesteś już na nogach? – Tak naprawdę nikogo nie dziwiło, że Rose zrywała się o szóstej rano.

Tylko dlaczego dzwoniła o tak skandalicznej porze?

- Nie. Doszłam do wniosku, że dawno nie rozmawiałyśmy. Zaniedbujesz biedną babunię, Mackenzie – dogadała mi, celowo zawieszając głos.

- Akurat biedną – wymamrotałam cicho pod nosem.

- Słyszałam, moja droga panno. Jesteś sama? – spytała nagle, a ja uniosłam brwi.

Skąd takie pytanie?

- Oczywiście. A z kim niby miałabym być?

Rozejrzałam się po sypialni, zupełnie jakby Rose siedziała gdzieś w kącie i mnie obserwowała.

- Może sprowadziłaś sobie kochanka do mieszkania? Jesteś zachrypnięta, brzmisz jakbyś całą noc uprawiała...

- Babciu! – krzyknęłam zdumiona. Co do licha? – Co się z tobą dzieje? – fuknęłam na nią, starając się zatuszować zmieszanie, które mnie ogarnęło.

Byłam pewna, że na moje policzki wstąpiły krwiste rumieńce, tak mnie piekły.

- Nic, moja droga. – Rose wybuchnęła gromkim śmiechem. – Pożartować sobie nie można? – spytała z zarzutem. – Chciałam cię usłyszeć. Czy to źle? – odrobinę spoważniała.

- Nie, przecież wiesz, że nie. – Od razu spuściłam z tonu. Na kogo jak kogo, ale na Rose nie umiałam długo się gniewać. Mogłaby obudzić mnie nawet o trzeciej nad ranem – choć wolałam jej tego nie podpowiadać, bo jeszcze zechciałaby to zrobić – a i tak co najwyżej pomarudziłabym i wysłuchała tego, co miałaby mi do powiedzenia. – Skoro nie wybierasz się na targ, to z jaką sprawą dzwonisz? – zagadnęłam, włączając ekspres.

(Nie)planowana misja (BRACIA RUSSO #2) -ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz