Rozdział 28

3.3K 274 104
                                    

Jake

Dni mijały jeden za drugim, a ja wciąż przebywałem na farmie. Sprawa z podpalaczem utknęła w miejscu. Facet – kimkolwiek był – przyczaił się, co w prostym rozrachunku oznaczało, że dopóki znów nie zaatakuje, to nie zostanie ujęty. Nie, żeby tęskniło mi się za Miami – w Lithii poczułem się niemal jak w domu. Ale sprawa bezpieczeństwa Rose pozostawała nierozstrzygnięta. A z tego, co wiedziałem, seniorka nie chciała słyszeć o wyjeździe do Miami – tym bardziej, że jej dom stałby się wtedy łatwym celem.

Kilka minut wcześniej zakończyłem rozmowę z bratem. Isabel była już prawie w siódmym miesiącu ciąży, a Matt jeszcze bardziej panikował, niż wtedy, gdy Maze szykowała się do przyjścia na świat. Czułem się przez to odrobinę rozdarty i nawet zaproponowałem, że zajrzę do nich na jeden dzień, jednak braciszek się nie zgodził. Kazał mi tu siedzieć i znów zaczął wypytywać o Mackenzie. Zbyłem go, aż w końcu dał mi spokój. Obiecałem wkrótce się z nim skontaktować.

Kiedy schowałem telefon do kieszeni, zauważyłem Mackenzie, kierującą się na dróżkę prowadzącą do niewielkiego stawku, w którym ledwo dwa dni wcześniej zażyłem kąpieli. Na wspomnienie tego, jak przyłapałem Rudzielca na podglądaniu, mój kutas zaczął napierać na materiał spodni, a ja zbeształem się w myślach. Ostatnio chodziłem notorycznie podniecony. Nigdy wcześniej nie miałem takiej ochoty, żeby sobie zwalić, jak przez ostatnie kilka dni. Fantazjowałem o nagiej Mackenzie, która co noc się pode mną wiła. Mogłem sobie powtarzać, że nigdy więcej nic nas nie połączy, ale mój umysł wciąż przywoływał wspomnienia ze wspólnych nocy.

Wbrew rozumowi, podążyłem za nią. Z jednej strony byłem świadomy, że źle robię, że powinienem dać jej spokój. Z drugiej nie potrafiłem oprzeć się pokusie. Mackenzie mnie nie widziała. Z początku przystanąłem za zaroślami, niczym podglądacz, który napawał się świadomością, że nikt nie może go zobaczyć. Naszła mnie absurdalna myśl, żeby do niej dołączyć, lecz doskonale wiedziałam, jak to by się zakończyło. Znów zaczął mi stawać. I wtedy postanowiłem się zabawić, choć nie do końca w sposób, o jakim marzyłem.

Opuściłem bezpieczne chronienie i wyszedłem na widok. Mackenzie właśnie dobijała do drugiego brzegu, wciąż nie zdając sobie sprawy, że znajdowała się pod moją obserwacją. Nawróciła pod wodą i gdy wypłynęła, spojrzała przed siebie. Staw nie był duży, ale też niemały, więc nie potrafiłem odczytać wyrazu jej twarzy. Dopiero po – co najmniej – kilku sekundach popłynęła dalej. Nie odrywała ode mnie zielonych tęczówek, a ja czułem, że erekcja zaraz rozwali mi spodnie.

- Teraz ty przyszedłeś się napatrzyć? – krzyknęła ze środka zbiornika, gdzie się zatrzymała.

Wtedy mój wzrok padł na stertę ubrań, która nieopodal leżała. Przełknąłem ciężko ślinę, kiedy wśród nich wypatrzyłem staniczek i koronkowe stringi. Ta diablica pływała nago, zupełnie jak ja ostatnio.

- Czyli przyznajesz się, że mnie podglądałaś? – Odbiłem piłeczkę, uśmiechając się szczerze.

Ogarnęło mnie rozbawienie. Oboje byliśmy zdrowo popieprzeni, temu nie dało się zaprzeczyć.

- Nie! – zaprzeczyła. – Mógłbyś sobie stąd pójść? Muszę wyjść, przecież nie będę tkwiła w wodzie.

Im bardziej wwiercała we mnie spojrzenie, tym bardziej twardniałem. Ciekawe, co zrobiłaby, gdybym rozebrał się na jej oczach. Kusiło mnie, żeby to zrobić.

- Przecież widziałem cię nago. Chcesz powiedzieć, że od tego czasu się zmieniłaś? – prowokowałem ją, a jej oczy gniewnie błysnęły.

Uwielbiałem wściekłą Mackenzie. Podniecała mnie w takim wydaniu, jak nikt inny.

- Jake, to nie jest zabawne! – burknęła.

(Nie)planowana misja (BRACIA RUSSO #2) -ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz