Rozdział 15

2.9K 246 69
                                    

Mackenzie

To, co wyprawiała Rose, przechodziło wszelkie pojęcie. Nie spodziewałam się, że zacznie traktować Jake'a z takim wyróżnieniem. Nie, żeby nie potrafiła być miła, ale zazwyczaj do obcych osób podchodziła z dystansem. Jednak to nie dotyczyło Russo – od samego początku okazywała mu sympatię i gościnność. Z miejsca go polubiła – najwyraźniej z wzajemnością.

Podałam obiad, przygotowany przez babcię, którym Jake się zachwycał, podobnie jak ciastem. Przyjemnie się na niego patrzyło, kiedy pochłaniał wszystko z talerza. Rose promieniała pod komplementami, które prawił jej nowo przybyły gość; a Jon i Steven obserwowali to z niemałym zdziwieniem. Chyba żadne z nas nie spodziewało się, że Jake zostanie pupilkiem naszej babci.

- O której wrócicie ze strzelnicy? – Rose wyszła z nami na ganek, gdy godzinę po obiedzie szliśmy do aut.

- Na ósmą powinniśmy zdążyć – odparł Steven. – Nie jedziesz z nami? – zapytał w pewnym momencie.

- Nie mielibyście ze mną szans. – Rose odchyliła głowę do tyłu, wybuchając śmiechem. – Ale liczę, że wszystko mi opowiecie. Zwłaszcza ty, Jake.

- Oczywiście – zapewnił.

- Lizus – wymamrotałam pod nosem.

- Słyszałem. – Russo błysnął zębami, otwierając mi drzwi do swojego auta. – Twoja babcia mnie polubiła. To przemiła kobieta – przyznał, wskakując za kierownicę. Jon i Steven jechali samochodem Stevena, choć Jake zaproponował, że moglibyśmy wybrać się wszyscy razem.

- To najbardziej uparta osoba, jaką znam. – Ruszyliśmy w ślad za moimi braćmi. – Do teraz usiłuję zrozumieć, jakim cudem udało ci się namówić ją na wizytę u lekarza. Próbowałam od wielu tygodni i zawsze mnie zbywała.

- Pewnie uległa mojemu wdziękowi. – Jake rzucił na mnie okiem. – Będziesz mi kibicować?

- Słucham? – Uniosłam brwi. – Na torze? – dodałam, zrozumiawszy, o co mu chodziło.

- Tak.

- Boisz się, że moi bracia okażą się lepszymi strzelcami od ciebie?

- Wszystko jest możliwe. Jeśli któryś z nich mnie pokona, nie omieszkam tego głośno przyznać.

- A co z kobietą? Zrobiłbyś to samo, gdyby taka stanęła na twojej drodze? – Przyglądałam mu się z napięciem.

- Jeszcze takiej nie poznałem – odpowiedział swobodnie, wjeżdżając na parking przed strzelnicą. Steve i Jon stali oparci o maskę auta. Uśmiechali się w naszą stronę, wiedząc, jaką niespodziankę szykowałam dla Russo.

- Brzmisz na bardzo pewnego siebie – oznajmiłam bez cienia złośliwości.

- Nie, Mackenzie. To nie ma nic wspólnego z pewnością siebie. To jak? Mogę na ciebie liczyć?

- Jeśli tylko nie będę zajęta – mruknęłam wymijająco, wysiadając. – Idziemy? – zwróciłam się do braci, którzy odepchnęli się od maski. Trzymali w dłoniach swoje walizeczki z bronią.

- Jake, liczymy na taryfę ulgową. – Jon puścił do mnie oczko, pozwalając mi pójść przodem; sam zaś dołączył do Russo.

- Postaram się nie trafić za każdym razem w środek tarczy. – Po głosie Jake'a poznałam, że żartował.

Weszliśmy na teren strzelnicy, na której o tej godzinie nie zastaliśmy zbyt wielu chętnych na amatorskie strzelanie. Podeszliśmy do ostatnich boksów i każdy z panów wyciągnął broń.

(Nie)planowana misja (BRACIA RUSSO #2) -ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz