Mackenzie
To, co wyprawiała Rose, przechodziło wszelkie pojęcie. Nie spodziewałam się, że zacznie traktować Jake'a z takim wyróżnieniem. Nie, żeby nie potrafiła być miła, ale zazwyczaj do obcych osób podchodziła z dystansem. Jednak to nie dotyczyło Russo – od samego początku okazywała mu sympatię i gościnność. Z miejsca go polubiła – najwyraźniej z wzajemnością.
Podałam obiad, przygotowany przez babcię, którym Jake się zachwycał, podobnie jak ciastem. Przyjemnie się na niego patrzyło, kiedy pochłaniał wszystko z talerza. Rose promieniała pod komplementami, które prawił jej nowo przybyły gość; a Jon i Steven obserwowali to z niemałym zdziwieniem. Chyba żadne z nas nie spodziewało się, że Jake zostanie pupilkiem naszej babci.
- O której wrócicie ze strzelnicy? – Rose wyszła z nami na ganek, gdy godzinę po obiedzie szliśmy do aut.
- Na ósmą powinniśmy zdążyć – odparł Steven. – Nie jedziesz z nami? – zapytał w pewnym momencie.
- Nie mielibyście ze mną szans. – Rose odchyliła głowę do tyłu, wybuchając śmiechem. – Ale liczę, że wszystko mi opowiecie. Zwłaszcza ty, Jake.
- Oczywiście – zapewnił.
- Lizus – wymamrotałam pod nosem.
- Słyszałem. – Russo błysnął zębami, otwierając mi drzwi do swojego auta. – Twoja babcia mnie polubiła. To przemiła kobieta – przyznał, wskakując za kierownicę. Jon i Steven jechali samochodem Stevena, choć Jake zaproponował, że moglibyśmy wybrać się wszyscy razem.
- To najbardziej uparta osoba, jaką znam. – Ruszyliśmy w ślad za moimi braćmi. – Do teraz usiłuję zrozumieć, jakim cudem udało ci się namówić ją na wizytę u lekarza. Próbowałam od wielu tygodni i zawsze mnie zbywała.
- Pewnie uległa mojemu wdziękowi. – Jake rzucił na mnie okiem. – Będziesz mi kibicować?
- Słucham? – Uniosłam brwi. – Na torze? – dodałam, zrozumiawszy, o co mu chodziło.
- Tak.
- Boisz się, że moi bracia okażą się lepszymi strzelcami od ciebie?
- Wszystko jest możliwe. Jeśli któryś z nich mnie pokona, nie omieszkam tego głośno przyznać.
- A co z kobietą? Zrobiłbyś to samo, gdyby taka stanęła na twojej drodze? – Przyglądałam mu się z napięciem.
- Jeszcze takiej nie poznałem – odpowiedział swobodnie, wjeżdżając na parking przed strzelnicą. Steve i Jon stali oparci o maskę auta. Uśmiechali się w naszą stronę, wiedząc, jaką niespodziankę szykowałam dla Russo.
- Brzmisz na bardzo pewnego siebie – oznajmiłam bez cienia złośliwości.
- Nie, Mackenzie. To nie ma nic wspólnego z pewnością siebie. To jak? Mogę na ciebie liczyć?
- Jeśli tylko nie będę zajęta – mruknęłam wymijająco, wysiadając. – Idziemy? – zwróciłam się do braci, którzy odepchnęli się od maski. Trzymali w dłoniach swoje walizeczki z bronią.
- Jake, liczymy na taryfę ulgową. – Jon puścił do mnie oczko, pozwalając mi pójść przodem; sam zaś dołączył do Russo.
- Postaram się nie trafić za każdym razem w środek tarczy. – Po głosie Jake'a poznałam, że żartował.
Weszliśmy na teren strzelnicy, na której o tej godzinie nie zastaliśmy zbyt wielu chętnych na amatorskie strzelanie. Podeszliśmy do ostatnich boksów i każdy z panów wyciągnął broń.
CZYTASZ
(Nie)planowana misja (BRACIA RUSSO #2) -ZAKOŃCZONA
RomanceJake Russo jest zawodowym żołnierzem, który bierze udział w misjach w Afganistanie. O ile jego podejście do wykonywanych zadań można określić poważnym, o tyle związków i kobiet tak nie traktuje. Mackenzie Harper jest laborantką w jednym ze szpitali...