Rozdział 7

3.7K 268 296
                                    

Łapcie rozdział dzień wcześniej :) UJEK DŻEJK  wykonuje ważną misję xD


Jake

- Ziemia do Jake'a! – Matt pomachał dłonią przed moją twarzą. – Co się z tobą dzieje, braciszku? – Na jego twarzy odmalowała się troska.

Często tak patrzył, co wielokrotnie doprowadzało mnie do szału. Po części rozumiałem, dlaczego się w ten sposób zachowywał; w końcu po powrocie z tury nie byłem przykładnym braciszkiem, a Matt i tak nie pozwolił mi się stoczyć. Gdyby nie on, nie wiem, czy nie zdobyłbym się na odwagę i ze sobą nie skończył.

- Nic – odparłem swobodnie, klepiąc go po ręce w uspokajającym geście. – Matt, nie kłamię. Nic złego się nie dzieje.

- To dlaczego przez prawie pięć minut gapiłeś się przez okno i nie reagowałeś na otoczenie? – Mój klon nie odpuszczał, musiał wiedzieć wszystko.

Ach, ta jego detektywistyczna natura. Wziąłem głęboki oddech.

- Po prostu się zamyśliłem. Proszę, nie patrz na mnie tak, jakbym za chwilę zamierzał wyciągnąć spod poduszki butelkę whiskey i uchlać się do nieprzytomności! – parsknąłem, choć wiele razy sobie obiecywałem, że nie dam się sprowokować.

- Nic takiego nie powiedziałem. – Brat usiadł na wprost mnie, udając niewiniątko. – Zapytałem tylko, co się stało – westchnął przeciągle.

- Wszystko w porządku. Słowo. Po prostu ostatnio spotkałem dawną znajomą, wypiliśmy kawę i przespacerowaliśmy się – wyznałem zgodnie z prawdą.

Jak znałem Matta, wierciłby mi dziurę w brzuchu tak długo, aż nie wytrzymałbym psychicznie i przyznał się jak na spowiedzi, o co chodziło.

- Spotykasz się z kimś? – Matt wyprostował się gwałtownie, przypatrując mi z wyraźnym zainteresowaniem. – Kim ona jest? Jak to dawna znajoma? – Jego ciekawość czasami doprowadzała mnie do szału.

Spojrzałem spode łba, ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.

- Matt, uspokój się, do cholery! – syknąłem. – To naprawdę tylko znajoma, nikt więcej. Nie bawię się w...

- Przecież niczego ci nie sugerowałem – odparł ze swoim działającym na nerwy uśmieszkiem. – Po prostu się cieszę, że czasami wychodzisz do ludzi. Ale powiedz, kim ona jest? – Nie odpuszczał.

Miałem ochotę mu sypnąć, aż spadłby na plecy razem z fotelem.

- Poznałem Mackenzie, kiedy robiłem badania przed ostatnim wyjazdem do Afganistanu – wyjaśniłem, dając za wygraną. Matt byłby gotów zamknąć mnie w piwnicy, byleby tylko poznać prawdę o Rudzielcu. – Ostatnio się przypadkowo spotkaliśmy: to ona wjechała we mnie na tym parkingu.

- Jakie to słodkie – cmoknął teatralnie Matt, aż zmroziłem go wzrokiem.

Wtedy zrozumiałem, do czego dążył. Kiedy zaczynał spotykać się z Isabel, zachowywałem się tak samo, jak on obecnie. Parsknąłem śmiechem, na co mój rozmówca uniósł brwi. Zapewne doszedł do wniosku, że już do końca postradałem zmysły. Wiele by się nie mylił.

- Wiesz, że obaj mamy nie po kolei w głowie? – spytałem.

- Rozumiem, że to pytanie retoryczne? – Matt roześmiał się w najlepsze, dołączając do mnie.

Kochałem tego dupka, chociaż bywał cholernie irytujący. No cóż... Byłem dokładnie taki sam. Ale zawsze mogliśmy na siebie liczyć.

- Z czego się tak śmiejecie? – Usłyszeliśmy w progu Isabel, która właśnie wróciła do domu. Obejrzałem się przez ramię, przyglądając wchodzącej do salonu blondynce. Roztaczała blask i wyglądała jeszcze piękniej niż zawsze, o czym raz ośmieliłem się nadmienić przy bracie. Prawie straciłem wtedy uzębienie. Posłałem przyszłej bratowej promienny uśmiech, a ona odpowiedziała mi tym samym. – Jake, zostaniesz na obiad? – spytała, przysiadając obok Matta i pozwalając mu objąć się ramieniem.

(Nie)planowana misja (BRACIA RUSSO #2) -ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz