Rozdział 14

3K 257 96
                                    

Jake

Spojrzałem na Mackenzie, która poprawiała na sobie ubranie po spontanicznym seksie na terenie strzelnicy. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, na jej twarzy zagościł uśmiech pełen satysfakcji. Kusicielka jedna!

- Nie masz dość? – zapytała bezczelnie, mrugając do mnie okiem.

- Na kolejny raz musisz zasłużyć – rzuciłem prowokacyjnie. – Znajdziesz w sobie siłę, żeby utrzymać pistolet? – zmieniłem temat, spoglądając na leżącą na blacie broń.

- Raczej nie, dłonie mi drżą – wyjaśniła, wlepiając wzrok w podłogę, jakby się tego wstydziła.

Moje ego wyskoczyło do góry – przecież to ja doprowadziłem ją do tego stanu.

- Nic się nie stało. Potrenujemy innym razem. – Podszedłem do niej i chwyciłem za podbródek, aby spojrzała mi w oczy. – W takim razie wychodzimy.

Dziewczyna skinęła potakująco głową. Liczyłem, że zaprosi mnie do siebie na noc – jeszcze nie chciałem się z nią rozstawać. Było mi z nią dobrze, a nawet lepiej. Zdawałem sobie sprawę, że kiedyś nasza przygoda się skończy, ale póki trwała – zamierzałem korzystać. I najwyraźniej nie czułem się osamotniony w tej potrzebie, bo dzisiaj Mackenzie dosłownie się na mnie rzuciła. Ta kobieta miała w sobie pełno energii, niesamowity temperament i okazała się fantastyczna w łóżku. Nie widziałem żadnego sensu, żeby udawać, że na mnie nie działała. Przyszło mi na myśl, że może po wszystkim udałoby się nam zostać przyjaciółmi – aczkolwiek wolałem niczego nie planować. Życie już raz dobitnie mi pokazało, co sądziło o moich zamiarach. Więcej nie chciałem kusić losu.

- O czym tak intensywnie myślisz? – Mackenzie opuszkami palców dotknęła mojego ramienia, więc odruchowo na nią spojrzałem.

- O niczym szczególnym – gładko skłamałem, wsuwając kluczyk do stacyjki w samochodzie, gdy zostawiliśmy strzelnicę za sobą. – Jeśli chodzi o wyjazd do twojej babci... – podjąłem temat, przypomniawszy sobie rozmowę z jej bratem.

- Co z nim?

- Nie chciałbym, żebyś poczuła się niezręcznie. Nie zamierzam się nigdzie wpraszać. – Zerknąłem na nią przelotnie. – To twoja babcia, a przecież nas nic nie łączy.

- Boisz się, że weźmie nas za parę, Jake? – Ton, którego użyła Mackenzie, przykuł moją uwagę. – Jesteś zabawny. – Nagle wybuchnęła śmiechem, co mnie totalnie zaskoczyło.

- Nie przeszkadza ci to? – Nie wiedziałem, co powinienem o tym myśleć.

- A tobie przeszkadza? Nie widzę problemu, żebyś nie mógł pojechać ze mną na farmę – mówiła – przecież nikt nie musi wiedzieć, kim dla siebie jesteśmy. Nie uważasz?

Czułem jej wzrok prześlizgujący się po mojej twarzy.

- Po prostu nie chciałem, żebyś poczuła się przymuszona albo skrępowana – wytłumaczyłem.

Nie powiem, kusiło mnie, żeby poznać rodzinę Mackenzie i zobaczyć, gdzie wcześniej mieszkała. Ale to była tylko czysta ciekawość, nic więcej. Przecież nie planowałem jej się przy wszystkich oświadczyć.

- Nie będę. A skoro mówimy o wyjeździe do Lithii – Rudzielec na chwilę zawiesił głos – czy odpowiada ci przyszły weekend?

- Nie mam żadnych planów, więc tak – odparłem, uśmiechając się z zakłopotaniem.

- Świetnie. Później poinformuję cię o szczegółach.

Wkrótce dojechaliśmy pod jej mieszkanie. Mackenzie pozwoliła odprowadzić się pod same drzwi, a ja wykorzystałem swój czar osobisty, aby wejść do środka. Zostawiłem ją dopiero nad ranem.

(Nie)planowana misja (BRACIA RUSSO #2) -ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz