Rozdział 21

2.8K 253 150
                                    

Mackenzie

Miesiąc później

Podążałam szpitalnym korytarzem, kiedy w kieszeni mojego fartucha rozbrzmiała znana mi melodia. Wyjęłam telefon i zmarszczyłam czoło, widząc imię „Rose" na wyświetlaczu. Babcia dzwoniła poprzedniego dnia i umówiłyśmy się, że porozmawiamy za kilka dni.

- Już się za mną stęskniłaś? - rzuciłam żartobliwie, starając się radośnie zabrzmieć.

Rose miała siódmy zmysł i jeśli się domyśliła, że nie byłam w nastroju, drążyła temat tak długo, aż się przyznałam, co takiego wydarzyło się w moim życiu. Podczas jednej z takich rozmów mimochodem zapytała o Jake'a, a ja ją zbyłam, kłamiąc, że Jake sporo pracował, i z tego powodu się nie widujemy. Babcia wyraźnie chciała kontynuować temat, ale dla odwrócenia jej uwagi, celowo napomknęłam o kilku miejscowych chłopakach, i od razu połknęła haczyk.

- Cześć, skarbie - odezwała się Rose, a zaraz w tle dosłyszałam miarowe pikanie. - Jesteś w pracy, prawda?

- Rose, gdzie ty się wybrałaś? - Nagle ogarnął mnie niepokój. Weszłam do laboratorium, zamknęłam za sobą drzwi, cały czas czekając na odpowiedź. - Babciu, zapytałam cię o coś.

- Kochanie, tylko się nie denerwuj - zaczęła, a ja od razu poczułam, jak moje plecy oblał zimny pot.

- Jesteś w szpitalu? - Pikanie się powtórzyło, a ja dopiero wtedy je rozpoznałam i aż uderzyłam się dłonią w czoło. - Co się stało? Jest ktoś z tobą? Dzwoniłaś do Jona i Stevena? - rzuciłam serią pytań, starając się zachować spokój.

Gdybym spanikowała, nikomu nie wyszłoby to na dobre.

- Mackenzie, nic poważnego mi nie dolega. - Rose udawała wyluzowaną, ale zbyt dobrze ją znałam. - Po prostu przytrafił mi się drobny wypadek. Wspominałam Johnowi, że nic mi się nie stało i obędzie się bez szpitala, a także tych wszystkich lekarzy - słowo lekarzy zaakcentowała z pogardą - jednak znasz Johna. Wezwał karetkę i było za późno.

- Dlaczego wezwał karetkę? Czy John siedzi obok ciebie? - zapytałam, wypuszczając powoli powietrze.

Ogarnął mnie strach, a mimo to próbowałam się mu nie poddać.

- Kazałam mu wrócić do siebie. Nie potrzebuję niańki. Jon i Steve są nieosiągalni - przypomniała.

Faktycznie, kompletnie wyleciało mi to z głowy. Jonathan, tydzień temu, wypłynął na lotniskowcu, a Steven uczestniczył w ćwiczeniach i przez najbliższy miesiąc mogliśmy jedynie pomarzyć o kontakcie z nim. Podejrzewam, że gdyby tylko zadzwoniła do jego dowódcy, aby mimo wszystko wywołał go do telefonu, i to samo uczyniła w przypadku Jona, to bracia natychmiast zjawiliby się w szpitalu. I zamierzałam to zrobić, jeśli okaże się, że Rose przytrafiło się coś poważnego.

- Powiesz mi, co się stało, czy powinnam zadzwonić po chłopców? - zagroziłam.

Rose wiedziała, że byłam do tego zdolna.

- Potknęłam się i uderzyłam w głowę. Nabiłam sobie niewielkiego guza, a John jak zwykle spanikował. - W głosie babci kryła się złość.

Prawie się uśmiechnęłam, wyobrażając sobie, jaka musiała być szczęśliwa, że trafiła do placówki zdrowia, lecz się opanowałam. Nie miałam czasu na głupoty, bo zastanawiałam się, jak najwcześniej dotrzeć do Lithii.

- Zaraz urwę się z pracy. Spakuję tylko kilka rzeczy i jeszcze wieczorem przyjadę - oznajmiłam tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Nie zadzwoniłam po to, żebyś przywlekła tu swoją chudą dupę! - Rose próbowała mi to wyperswadować.

(Nie)planowana misja (BRACIA RUSSO #2) -ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz