Mackenzie
Nie mogłam spać. Odrzuciłam nakrycie i wstałam z łóżka, po czym zarzuciłam na siebie cieniutki szlafrok i na palcach opuściłam pokój. Już dawno minęła północ, w domu panowała absolutna, niczym nie zakłócana cisza. Nawet przez chwilę nie zmrużyłam oka i dobrze wiedziałam, że to nieprędko nastąpi. Powodem mojej bezsenności był mężczyzna, który przebywał pod tym dachem dzięki prośbie Rose.
Zeszłam po schodach i wyszłam na werandę. Usiadłam na bujanym fotelu i zapatrzyłam się w pokryte gwiazdami niebo. Noc była ciepła, ale nie na tyle, aby nie dało się wytrzymać. Odkąd Jake wyrzucił mi prawdę w oczy, nie mogłam do siebie dojść. Przez cały czas wracałam do tej sytuacji, do dnia, w którym widziałam go ze wspomnianą Isabel. Fakt, z jednej strony to wyglądało, jakby byli parą; z drugiej zaś powinnam go zapytać, kim była blondynka, dlaczego z nią szedł i co ich łączyło. Powinnam się z nim skonfrontować. Zamiast tego, spojrzałam na Russo przez pryzmat byłego partnera, dla którego od samego początku okazałam się jedynie zastępstwem. Nie powinnam tego robić, ale się stało. Poczułam się zraniona, chociaż sobie niczego nie obiecywaliśmy.
Po weekendzie na farmie, gdy Jake pod wpływem alkoholu wyznał, że dla niego to nie był tylko seks, zrozumiałam, że ja również przestałam w ten sposób traktować naszą relację. Wezbrała we mnie nadzieja i chciałam zobaczyć, co z tego wyjdzie. Nic nie wyszło, a wszystko dzięki mnie. Teraz Jake po prostu mnie unikał.
Przesiedziałam na dworze więcej niż godzinę, aż w końcu dopadło mnie zmęczenie. Zasypiałam, kiedy na budziku cyfry przeskoczyły na godzinę drugą nad ranem. Obudziłam się kilka godzin później – słońce znajdowało się już wysoko na niebie. Przeciągnęłam się na łóżku i wstałam. Nie miałam ochoty na wylegiwanie się, nie sama. Po dwudziestu minutach zeszłam do kuchni, w której siedzieli Rose i Jake. Oboje spojrzeli na mnie znad swoich talerzy, jednak mężczyzna pierwszy odwrócił wzrok.
- Długo dzisiaj spałaś – stwierdziła babcia. – Wszystko w porządku?
- Tak. – Podeszłam do niej i cmoknęłam w policzek na przywitanie. – Po prostu wczoraj długo nie mogłam zasnąć. Muszę napić się kawy – mruknęłam, odwracając się po kubek.
- Powinnaś najpierw zjeść śniadanie, Mackenzie. Kawa na pusty żołądek tylko ci go zrujnuje. – Rose, jak za dawnych czasów, zaczęła strofować mnie niczym małe dziecko. Parsknęłam śmiechem, przypominając sobie młodzieńcze lata. – Co cię tak bawi?
- To, że traktujesz mnie, jakbym nadal była nastolatką. – Nalałam sobie napoju i upiłam kilka łyków. Ożywcza moc kofeiny sprawiła, że mój nastrój uległ nieznacznej poprawie. Zerknęłam ukradkiem na Jake'a, ale udawał, że nie istniałam. Grzebał widelcem w talerzu, jakby nie miał apetytu, bądź go stracił. – To miłe. A jak ty spałaś?
Odstawiłam kubek na stół i sięgnęłam po miseczkę, do której nasypałam płatków i zalałam je mlekiem prosto z lodówki. Rose natychmiast się skrzywiła.
- Mogłabyś je chociaż zagrzać. Naprawdę w końcu nabawisz się problemów z żołądkiem – stwierdziła, wzruszając ramionami. – Spałam bardzo dobrze – odpowiedziała.
- I lepiej wyglądasz. – Mrugnęłam do niej okiem. Wydawać by się mogło, że nie miałam powodów do uśmiechu, co nie znaczyło, że zamierzałam poddawać się złemu samopoczuciu. Musiałam wymyślić jakiś sposób, aby przeprosić Jake'a. – A ty, Jake? – zwróciłam się do niego, wprawiając mężczyznę w zdumienie.
- Co ja? – burknął, a jego czoło pokryło się siateczką zmarszczek.
- Czy dobrze spałeś? – zapytałam grzecznościowo, wykorzystując fakt, że przy Rose nie odważyłby na mnie krzyknąć. Przynajmniej po cichu na to liczyłam.
CZYTASZ
(Nie)planowana misja (BRACIA RUSSO #2) -ZAKOŃCZONA
RomanceJake Russo jest zawodowym żołnierzem, który bierze udział w misjach w Afganistanie. O ile jego podejście do wykonywanych zadań można określić poważnym, o tyle związków i kobiet tak nie traktuje. Mackenzie Harper jest laborantką w jednym ze szpitali...