Rozdział 30

3.2K 275 70
                                    

Jake

- Jake! – Rose czekała na mnie, gdy wjechałem na podjazd przed domem jej znajomej. – Złapałeś gumę po drodze, że tak długo cię nie było? – zapytała z chytrym uśmiechem przyklejonym do twarzy.

- Musiałem dokończyć śniadanie – skłamałem bezczelnie, rozciągając usta. – Nie uczyli cię, że nie powinno się wychodzić z pustym żołądkiem? – Otworzyłem przed nią drzwi i pomogłem wsiąść do środka. – Później się ludzie dziwią, że człowiek jest zły. Pełny żołądek to szczęśliwy właściciel.

- A niech mnie! – Rose spojrzała na mnie z uwagą, a jej uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. O ile było to możliwe. – Widzę, że dobrze wykorzystaliście z Mackenzie moją nieobecność.

- Słucham? – Zbaraniałem, zastygając w bezruchu. Niemal natychmiast otrząsnąłem się z szoku i przywdziałem na twarz maskę obojętności. – Nie rozumiem, co sugerujesz, ale...

- Jake! – upomniała mnie, zapinając pas. – Skończyłam siedemdziesiąt pięć lat. Wiele w swoim życiu przeżyłam, jednak nadal pamiętam, jak wygląda facet, który uprawiał seks.

- Rose!

Nic nie było w stanie mnie zawstydzić, a przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało, lecz Rose była cholernie temu bliska.

- Takie dostałam imię – odparła z wielkim zadowoleniem. – Już myślałam, że nigdy nie pójdziecie po rozum do głowy. Jesteście dla siebie stworzeni, a zachowujecie się jak dzieci w piaskownicy – skarciła mnie, nie odrywając ode mnie wzroku.

Zagryzłem zęby, żebym jej nie odpyskować. W końcu to była Rose Harper, a jej nie należało bezczelnie traktować.

- Naprawdę zamierzasz rozmawiać o mnie i Mackenzie w tonacji sugerującej, że coś zaszło między nami tej nocy? – parsknąłem, starając się nadać swojej wypowiedzi żartobliwe brzmienie.

- A więc przyznajesz, że coś mogło zajść. – Rose zachichotała, a ja przewróciłem oczami. Ta kobieta była niemożliwa. – Powiem to tylko raz i więcej nie wrócę do tematu. Nie trać czasu, Jake. Nasze życie jest zbyt krótkie, aby marnować każdy dzień. Widzę, że zależy ci na mojej wnuczce i jej również na tobie zależy, ale ona nieprędko to przyzna. Odziedziczyła po mnie dumę, a poza tym...

- Poza tym, co? – zapytałem, zanim zdołałem ugryźć się w język.

Nie powinienem ciągnąć tej rozmowy. Słowa Rose sprawiły, że zacząłem zastanawiać się nad pewnymi rzeczami. Nie byłem przekonany, czy obrałem właściwą drogę.

- Mackenzie to dobra dziewczyna – podjęła po chwili, chociaż odniosłem wrażenie, że nie to próbowała mi powiedzieć. – Ona również swoje przeszła.

- Również? – Zmierzaliśmy w stronę farmy, a w mojej głowie panował coraz większy mętlik.

- Widać po tobie, że także kogoś straciłeś. Oczy cię zdradziły. – W głosie Rose dosłyszałem żal. – Nie zamierzam naciskać, żebyś mi się zwierzył. Proszę, abyś nie pozwolił, by twoim życiem kierowała przeszłość. I mam nadzieję, że moja wnuczka też to zrozumie – nadmieniła.

Zamilkłem. Usłyszałem zbyt wiele, żeby chcieć kontynuować rozmowę. Byłem trochę zły, że Rose tak łatwo mnie rozszyfrowała, a jednocześnie pełen podziwu dla mądrości tej kobiety. Nie przyznałbym tego głośno, ale po części miała rację. Kiedyś kochałem Charlotte i chciałem się z nią związać po powrocie do kraju, jednak ta możliwość została mi brutalnie odebrana. Przez długi czas pogrążyłem się w rozpaczy, wściekły na cały świat. A później znów trafiłem na Mackenzie. Przypadek? Nie sądziłem. Pożądanie to jedno, lecz zwyczajnie tęskniłem za tą rudą zołzą. Chociaż sobie obiecywałem, że drugi raz nie pozwolę jej się do siebie zbliżyć, to koniec końców straciłem pewność, czy na pewno tego pragnąłem. Jechaliśmy w milczeniu, bo Rose, jak rzadko kiedy, pozwoliła mi pogrążyć się w myślach. Znajdowaliśmy się coraz bliżej farmy, gdy z oddali spostrzegłem dym.

(Nie)planowana misja (BRACIA RUSSO #2) -ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz