Rozdział 32

3.6K 289 132
                                    

Łapcie ostatni rozdział przed epilogiem :)


Mackenzie

Pięć tygodni później

Właśnie porządkowałam próbki krwi w swoim laboratorium, gdy ktoś zapukał do drzwi. Podniosłam głowę i spojrzałam w tamtą stronę.

- Proszę – odezwałam się, pocierając dłonią napięty kark. Potrzebowałam masażu i aż uśmiechnęłam się na myśl, o co poproszę Jake'a po powrocie z pracy. Potrząsnęłam głową z lekkim niedowierzaniem. Obiekt moich myśli przekroczył próg pomieszczenia, uśmiechając się ostrożnie. – Co ty tutaj robisz? Nie wspominałeś, że będziesz w pobliżu, kochanie – rzekłam, podrywając się z krzesła, i ruszyłam w jego stronę. W pierwszym momencie kompletnie nie zwróciłam uwagi na zbaraniałą minę Jake'a. Stanęłam przed nim i zarzuciłam mu ręce na szyję, przylegając całym ciałem. – Lubię, kiedy robisz mi niespodzianki.

- Eeeeeeeeeee – wydukał, chwytając mnie za nadgarstki. – Widzę, że dobrze trafiłem. Pomyliłaś mnie z moim bratem. – Mężczyzna szybko odzyskał rezon, a jego usta rozciągnęły się w charakterystycznym uśmiechu, który doskonale znałam. Za to mnie ogarnęło potworne zażenowanie. Powiedzieć, że marzyłam, aby pode mną zapadła się ziemia, to było za mało. Ja chciałam spłonąć. Pospiesznie zwiększyłam dystans między mną a Mattem, którego miałam przyjemność poznać. Omal się przy tym nie potknęłam, ale koniec końców zdołałam utrzymać równowagę. – Mackenzie, dobrze kojarzę? – Matt przypatrywał mi się z jawnym zainteresowaniem. Z jednej strony aż się prosił o komentarz, że nie byłam okazem w zoo, natomiast z drugiej wcale mu się nie dziwiłam. Zachowałam się okropnie.

- Przepraszam. Sądziłam, że... – zaczęłam się jąkać.

Dosłownie płonęłam ze wstydu. Ostatnio mój mężczyzna wspominał, że wkrótce przedstawi mnie swojemu bliźniakowi, lecz w najśmielszych snach nie przypuszczałabym, że dojdzie do tego w podobnych okolicznościach.

- Matt Russo.

Mój gość wysunął dłoń, więc podałam mu swoją.

- Mackenzie Harper. Naprawdę przepraszam. – Nawet identycznie się uśmiechali.

- Moim zdaniem, nie masz za co. – Matt zachichotał. – To będzie najlepsze badanie krwi, w jakim kiedykolwiek uczestniczyłem.

- Przyszedłeś oddać krew do badania? – spytałam, marszcząc brwi.

- Tym się zajmujesz, prawda? – Russo puścił do mnie oczko. Najwyraźniej dobrze się bawił moim kosztem, podczas gdy ja koncertowo robiłam z siebie idiotkę. Naprawdę powinnam się ogarnąć. – Słyszałem, że tu pracujesz, więc postanowiłem sprawdzić, czy jesteś tak delikatna, jak o tobie mówią.

- Z każdą laborantkę robisz to samo? – odparowałam, wskazując mu krzesło. Przystąpiłam do odkażania dłoni, zmieniłam rękawiczki i wyjęłam z szafki nową strzykawkę. Widząc odrobinę pobladłą twarz Matta, uśmiechnęłam się sadystycznie, a mój uśmiech nie uszedł jego uwadze. – Nieładnie, panie Russo. Proszę się zrelaksować, kiepsko pan wygląda.

- Jake wie, że straszysz swoich pacjentów? – Matt zezował to na mnie, to na narzędzie, które trzymałam w dłoni.

Zbliżyłam się do niego powoli. Nie umknęło mi, że ciężko przełknął ślinę.

- Straszę? – powtórzyłam najbardziej niewinnym tonem, na jaki tylko było mnie stać. – Ja nikogo nie straszę. Tylko nie mów, że się mnie obawiasz!

(Nie)planowana misja (BRACIA RUSSO #2) -ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz