Jake
Rozejrzałem się po okolicy, czując, jak uderzają we mnie wspomnienia związane z tym miejscem. Starałem się je odgonić, ale te wściekle mnie atakowały, nie pozwalając zapomnieć. Jednak musiałem zachować spokój, bo przecież nie po to tu przyjechałem. Nie było czasu na roztkliwianie się nad sobą. W ogóle nie chciałem tego robić – przecież wszystko zostało za mną, a przynajmniej usiłowałem to sobie wmówić. Podobno, jeśli się w coś mocno wierzyło, to po pewnym czasie to stawało się prawdą. Cholernie na to liczyłem.
Obszedłem całą farmę, zerknąłem w każdy zakamarek, każdą dziurę, każdy akr pola, który nadal był uprawiany, chociaż już nie przez babcię Rudzielca. Na samą myśl o Mackenzie znów ogarnęła mnie złość i rozczarowanie, jednak pospiesznie zdusiłem w sobie wszelkie uczucia. To nie był dobry moment, żeby rozgrzebywać przeszłość, chociaż ta bez przerwy dawała o sobie znać. Zjawiłem się w Lithii z zupełnie innego powodu. Miałem misję do wykonania, bo właśnie tak traktowałem powierzone mi przez Rose zadanie.
Parsknąłem śmiechem na myśl o starszej kobiecie. Polubiłem ją, najwyraźniej z wzajemnością. I dlatego tu trafiłem, choć to nie ja powinienem zajmować się tą sprawą. Rose miała dwóch rosłych wnuków, ale akurat mnie poprosiła o przysługę. Powinienem odmówić, ledwo dowiedziałem się, o co chodziło, a jednak tego nie zrobiłem. Przez to utknąłem na farmie, zastanawiając się nad dalszymi krokami.
Nastał wieczór i zaczęło się ściemniać, dlatego też skierowałem się z powrotem do domu. Ta kobiecina obdarzyła mnie ogromnym zaufaniem. Nie mogłem jej zawieść, mimo że wielokrotnie się zastanawiałem, czy nie powinienem zrezygnować i po prostu dać znać Steve'owi oraz Jonowi, aby wrócili i pilnowali swojej babci.
Wszedłem na werandę, próbując powstrzymać kolejną lawinę wspomnień. Parsknąłem pod nosem, rozeźlony nie na żarty. Naprawdę musiałem wziąć się w garść i zapomnieć o wszystkim, co mnie łączyło z Mackenzie. Nie było czasu na głupie, niczego nie wnoszące w życie, sentymentalne myśli. Mackenzie zakończyła nasz układ, to niech tak zostanie.
Na szczęście Rose mnie zapewniała, że jej wnuczka się nie zjawi, bo nie było takiej potrzeby. Z jednej strony nie podobała mi się decyzja seniorki; Mackenzie należała do jej rodziny, miała prawo wiedzieć, co się działo z jej babcią. Z drugiej strony nie powinienem się wtrącać, dlatego taktownie przemilczałem tę sprawę. Otrzymałem zadanie i jako żołnierz zamierzałem je wypełnić.
Wszedłem do domu i zaświeciłem światło w kuchni. Czułem się tak, jakbym tu nie pasował, jakbym robił coś niewłaściwego. Gdyby Mackenzie wiedziała, że właśnie przechadzałem się po domu, który w przyszłości miał należeć do niej i jej braci, pewnie urwałaby mi głowę i nabiła ją na pal.
- Kurwa! – zakląłem na cały głos.
Nie musiałem się hamować; oprócz mnie nikogo tutaj nie było. Podszedłem do kuchenki i nastawiłem wodę na kawę. Potrzebowałem zastanowić się nad sprawą, o której opowiedziała mi Rose. Działania policji to jedno, ale ja nie zamierzałem przyglądać się temu bezczynnie. Dlatego musiałem obmyślić strategię. Skoro zobowiązałem się do czuwania nad bezpieczeństwem właścicielki tych terenów, to należało dać z siebie wszystko i pomóc złapać bezkarnego drania, który usiłował zastraszyć starszą panią.
Wtedy przez szybę w oddali na drodze dostrzegłem światła samochodu. Zbliżały się w stronę domu, dlatego natychmiast wstałem i chwyciłem za broń wetkniętą za pasek od spodni. Wyszedłem na ganek, gotów do podjęcia działań wobec intruza, który naruszył obcą mu ziemię. Gdy auto zatrzymało się kilkadziesiąt jardów ode mnie, moje ciało znalazło się w gotowości do ataku. Jednak nie spodziewałem się ujrzeć za kółkiem osoby, której nie chciałem nigdy więcej oglądać – przynajmniej usiłowałem sobie to wmówić.
CZYTASZ
(Nie)planowana misja (BRACIA RUSSO #2) -ZAKOŃCZONA
RomanceJake Russo jest zawodowym żołnierzem, który bierze udział w misjach w Afganistanie. O ile jego podejście do wykonywanych zadań można określić poważnym, o tyle związków i kobiet tak nie traktuje. Mackenzie Harper jest laborantką w jednym ze szpitali...