8. Jesteś tu teraz szczęśliwy?

86 6 27
                                    

— Camila, otwórz drzwi, bo mam brudne ręce! — Usłyszałam krzyk mamy dobiegający z kuchni. Wykrzywiłam wargi w grymasie, bo jeszcze nie doszłam do siebie po wczorajszej imprezie.

Wróciłam do domu około szóstej nad ranem. Do tej pory nie potrafiłam sobie przypomnieć jak trafiłam do pokoju. Dowiedziałam się tylko od Samuela, że odwieźli mnie jego rodzice. Pół dnia zastanawiałam się czy nie zrobiłam przy nich niczego głupiego, ale miałam totalną pustkę w głowie.

— Ale Ginny przyszła właśnie do Marcusa! — Zastopowałam pilotem serial, by nie zgubić wątku. — Będzie mu wyznawać miłość! — Dodałam, przekręcając się z brzucha na plecy.

— Jak zaraz nie otworzysz tych drzwi to następny serial obejrzysz na własnym Netflixie, za który będziesz sobie sama płacić! — Przymknęłam na chwilę oczy, bo od tych krzyków zaczęła mnie boleć głowa.

Znałam zbyt dobrze moją mamę i wiedziałam, że była zdolna do spełnienia swoich gróźb. Ja natomiast byłam strasznie biedna i zbyt bardzo uzależniona od Netflixa, więc nie mogłam aż tak ryzykować.

— Dobra, idę. — Przetoczyłam się na brzuch, ale źle oceniłam długość materaca przez co wylądowałam na dywanie. Jeszcze tego brakowało bym sobie coś złamała.

Wstałam, podniosłam koc z ziemi i rzuciłam go na kanapę. Poprawiłam włosy, które wpadały mi do oczu i ruszyłam w stronę drzwi. Po drugiej stronie stał niewysoki, na oko czterdziestoletni mężczyzna. Wystawił w moją stronę kopertę i niedużą paczkę, która jak się okazało była zaadresowana do mnie. Złożyłam podpis w odpowiednim miejscu i zabrałam moją pocztę, żegnając się z mężczyzną.

Weszłam do kuchni i odłożyłam trzymane rzeczy na blat. Następnie otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej nożyczki. Kątem oka wyłapałam ciekawskie spojrzenie mamy, która po chwili znalazła się obok mnie.

— Kto to był? — Podniosłam głowę, łapiąc kontakt wzrokowy z rodzicielką. Odgarnęła za ucho kosmyk brązowych włosów, które miała upięte w koka. Jej ciemne tęczówki błądziły po kopercie i paczce.

— Listonosz. — Wypuściłam z ust zalegające powietrze. Miałam podejrzenia na to kto mógł być nadawcą, ale nie chciałam myśleć o tym zbyt wiele.

Obecność kobiety, która bacznie obserwowała każdy mój ruch stresował mnie, więc posłałam jej spojrzenie, które od razu zrozumiała. Posłała mi lekki uśmiech, po czym wróciła do wycierania naczyń.

— Zamawiałaś coś? — Drążyła temat. Wyciągnęłam z koperty pocztówkę i automatycznie przewróciłam oczami.

— Nie. To od taty. — Mój ton głosu świadczył o tym, że raczej nie skakałam ze szczęścia, ale mama już się raczej do tego przyzwyczaiła. — Dalej przysyła mi te gówniane kartki.

Rzuciłam kolorowy papier na blat, nawet nie zaglądając co napisał na odwrocie. Znowu bawił się w kochającego rodzica. To było tak cholernie żenujące. Pojawiał się w moim życiu kiedy chciał, chwalił się luksusowymi wakacjami, pisząc „szkoda, że cię tu ze mną nie ma" chociaż nigdy nigdzie mnie nie zapraszał.

Byłam ciekawa czy on w ogóle był świadomy jak bardzo mnie to raniło. To jego sztuczne zainteresowanie. Może gdyby wiedział ile razy płakałam za zamkniętymi drzwiami swojej sypialni odpuściłby. Może gdyby mama o tym wiedziała to przestałaby namawiać mnie do kontaktu z jej byłym mężem.

— Może zadzwonisz do niego? — Właśnie o tym mówiłam. Powtarzała ten tekst za każdym razem, gdy pisał lub dzwonił, chcąc ze mną rozmawiać, a ja wykręcałam się jakąś beznadziejną wymówką.

— I o czym mielibyśmy rozmawiać? — To natomiast była moja klasyczna odpowiedź jeśli chodziło o temat taty.

Może to było dziecinne. Może powinnam cieszyć się, że chociaż tyle od siebie dawał. Niestety moja duma mi na to nie pozwalała. Po prostu uważałam, że robił za mało, że gdyby zależało mu na naszej relacji to dawałby od siebie dużo więcej.

lost soulsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz