32. Jesteś teraźniejszością.

77 5 0
                                    

Wydałam z siebie niekontrolowany jęk, gdy Conor zassał skórę na mojej szyi. Nie pomagały też jego dłonie, które bezwstydnie znajdowały się pod materiałem mojej bluzy. Nie ułatwiał zapach jego perfum, który uzależniał. A już tym bardziej komplikowała wszystko jego obecność. Gdy tylko był w pobliżu traciłam głowę.

— Co ci się stało? — Otworzyłam oczy, a następnie powiodłam wzrokiem za jego, natrafiając na dość dużego, fioletowego siniaka na brzuchu.

— A to... nic takiego. — Machnęłam ręką, po czym przeniosłam się do siadu, zmuszając go tym ruchem, żeby zrobił to samo. — Sara zepchnęła mnie z łóżka, karząc mi iść do ciebie.

Zdawałam sobie sprawę jak to brzmiało, ale taka była prawda. Byłoby zbyt dziwnie gdyby moja przyjaciółka w kulturalny sposób zasugerowałaby mi co powinnam zrobić. To nie było w jej stylu.

— Jesteś głupia. — Próbował zachować powagę, ale kąciki jego ust drgnęły do góry, tworząc uśmiech. Tak ogromny i szczery, że ścisnęło mnie w żołądku.

— Ale to ona mnie zrzuciła! — Broniłam się dalej, chociaż doskonale wiedziałam, że powiedział to w formie żartu.

Głośno westchnęłam, po czym odchyliłam się do tyłu aż moje plecy spotkały się z miękką poduszką. Kochałam swoje łóżku, ale jego było o wiele wygodniejsze i znacznie większe.

Po chwili miejsce na drugiej części łóżka zajął Conor. Położył się na boku tak, że czułam na sobie jego intensywne spojrzenie. To wszystko wciąż było dla mnie nowe. Jeszcze wczoraj ze sobą nie rozmawialiśmy, a dzisiaj leżeliśmy w jednym łóżku jakby to było czymś co robiliśmy od zawsze.

Byłam pewna, że to on będzie miał z tym większy problem. Że będzie trzymał dystans. A może tylko tak dobrze udaje? Może to wszystko przerażało go tak samo jak mnie?

Tak naprawdę nawet nie ustalaliśmy na jakim etapie jesteśmy. Może mieliśmy dwie różne interpretacje tego co nas łączyło. Bałam się cokolwiek robić. Wykonywać jakiekolwiek gesty, które mogłyby być niewłaściwe.

— O czym myślisz? — Chyba byłam niewystarczająco dyskretna skoro Conor coś zauważył. Obróciłam głowę w bok, łapiąc z nim kontakt wzrokowy.

No dalej. Zapytaj go o to.

— Kim my w ogóle jesteśmy? — Moje pytanie wywołało reakcję, której się spodziewałam. Leżący obok mnie chłopak wyglądał tak jakby nie wiedział czy powinien się śmiać, czy może wyjść z pokoju i nie wracać.

Nie miałam pojęcia jakim cudem wciąż utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy. Czułam się strasznie niezręcznie. Wtedy ręka Conora powędrowała do mojej twarzy. Dłonią założył mi pojedynczy kosmyk włosów za ucho, zagryzając przy tym dolną wargę.

— A kim chcesz byśmy byli? — Parsknęłam śmiechem na jego słowa. Wtedy jego wskazujący palec zaczął sunąć po mojej twarzy, zatrzymując się na prawym policzku, na którym zaczął kreślić małe, delikatne kółka.

— Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. — Zwróciłam mu uwagę, brzmiąc przy tym jak moja mama. — Kim według ciebie jesteśmy? — Ponowiłam pytanie.

W odpowiedzi mnie pocałował. Jeśli to była jego odpowiedź to nie miałam pojęcia co oznaczała. Byłam prostą osobą, która nie rozumiała skomplikowanych szyfrów.

Odwzajemniłam pocałunek. Conor podniósł się z materaca tylko po to, by zawisnąć nad moim ciałem i ponownie połączyć nasze wargi. Splotłam dłonie na jego karku, jego klatka piersiową stykała się z moją, a oddechy mieszały się.

lost soulsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz