Zatrzymałam się przy niedużym stoliku, kładąc na nim to co trzymałam w rękach. Oczywiście musiałam zapewnić sobie głośne wejście i połowa materiałów z hukiem lądowała na podłodze przez co wszyscy, którzy byli w klasie przenieśli na mnie wzrok. Byłam pewna, że nawet w sali obok to usłyszeli.
Dzisiaj wyjątkowo spotkaliśmy się z ludźmi z wolontariatu na pierwszej lekcji. Jako że zbliżało się Boże Narodzenie to jak co roku organizowaliśmy w tym okresie zbiórkę dla potrzebujących. Musieliśmy jednak najpierw przygotować plakaty promujące wydarzenie.
— Okej, mam chyba wszystko. — Skierowałam swoje słowa do Bena, który czekał już na mnie przy naszym stanowisku.
Szczerze mówiąc to współczułam mu pracy ze mną. Mogłam szukać jakichś pomysłów w internecie, ale nie byłam szczególnie uzdolniona plastycznie, więc moja praca kończyła się już na samym początku. Ben nie dość, że był kreatywny to umiał jeszcze narysować coś więcej niż patyczaki.
— Słuchaj, może zrobimy tak — przeniósł na mnie zielone tęczówki, gdy zaczęłam mówić. — Ja pójdę po kawę i coś do jedzenia, a ty zajmiesz się plakatem. — Zaprezentowałam szereg prostych zębów, mając nadzieję, że w ten sposób go przekonam.
Chłopak zmarszczył ciemne, wyregulowane brwi, obdarzając mnie spojrzeniem w stylu „pojebało cię, kobieto?". Zapewne już żałował, że zgodził się pracować w parze ze mną.
Powinnam mu w ramach podziękowania, postawić maka lub robić zadania domowe przez następny tydzień. Ja natomiast próbowałam przekonać go, by odwalił za mnie całą robotę, podczas gdy ja zapewne będę siedziała obok, totalnie niezainteresowana, przeglądając Instagrama.
— Nie słuchaj jej. — Oboje, dokładnie w tym samym momencie, odwróciliśmy się w stronę drzwi, gdzie stał mój głupi i jak zawsze pomocny przyjaciel. — Mówi tak, bo jest leniwa i chce się tobą wyręczyć.
— Kto ci w ogóle dał prawo tutaj przychodzić? — Przywdziałam na twarz mój najlepszy grymas. — My tu pracujemy. — Wskazałam gestem ręki na mnie i Bena oraz porozrzucane materiały.
— Trener kazał sprawdzić jak Wam idzie. — Samuel posłał mi pewny siebie uśmiech. Wywróciłam oczami. — Jak na trzy dni pracy nie macie zbyt wiele.
Posłałam mu jedno z moich spojrzeń mówiących, że jeśli nie przestanie być takim dupkiem i stąd nie wyjdzie to rzucę to wszystko w cholerę i będę miała gdzieś te głupie plakaty, mecz charytatywny i całą zbiórkę.
— Skoro tak bardzo zależy Wam na tych plakatach to je sobie zróbcie sami. — Usiadłam na drewnianym i strasznie niewygodnym krześle. Właśnie straciłam ostatnie resztki motywacji i miałam ochotę na czekoladę.
— Miło się słucha waszej rozmowy, ale Camila, złotko, mamy na to czterdzieści pięć minut, a nawet nic nie zaczęliśmy robić. — W końcu Ben postanowił zareagować, skupiając na sobie naszą uwagę.
Oczywiście miał rację. Postanowiłam wziąć się w garść i wstałam z krzesła, kładąc telefon na stolik. Chociaż raz wypadałoby nie dramatyzować i wziąć się do roboty. Wow, jak to dojrzale zabrzmiało.
— Zostawiam Was samych. — Sam uniósł dłonie w geście obronnym, powoli się wycofując. Już miał opuścić pomieszczenia, ale w ostatniej chwili się odwrócił. — A jeszcze jedna sprawa. — Spojrzał na mnie i z typowym dla siebie snobistycznym uśmiechem dodał — Camila, złotko... miłej pracy.
— Paa! Obyś dostał piłką w twarz! — Rzuciłam w jego kierunku, gdy zniknął za drzwiami.
Kiedyś nie wytrzymam i zrobię przesłuchanie na nowych przyjaciół. Powstrzymywała mnie przed tym wyłącznie obawa, że mógłby nikt się na nim nie stawić.
CZYTASZ
lost souls
Dla nastolatkówByliśmy tylko zagubionymi duszami, które próbowały odnaleźć się w otaczającym ich chaosie.