Przemierzałam korytarz, trzymając Sarę pod ramię. Zmierzałyśmy do sali, na której odbywał się bal maturzystów. Stukot naszych szpilek odbijał się echem od ścian budynku. Już z daleka było słychać muzykę oraz rozmowy.
— Będę za tym tęsknić — odezwała się przyjaciółka, gdy przekroczyłyśmy próg sali. — Co by nie było, zawsze mogło być gorzej.
— Zawsze mogłyśmy nie zdać i chodzić tutaj dodatkowy rok. — Podsumowałam nieco ironicznie, skanując wzrokiem pomieszczenie.
Sufit pokryty był białymi balonami z helem. Na wprost, przy ścianie stała ogromna ścianka z napisem prom 2022. Prowadził do niej czerwony długi dywan, na którym znajdowały się zdjęcia tegorocznych absolwentów, które kilka tygodni temu robił nam jeden z uczniów z kółka fotograficznego.
Dwa rzędy stolików rozstawione były po obu stronach pomieszczenia. Przykryte białymi, sięgającymi ziemi obrusami, z elegancką zastawą i toną jedzenia. Większość miejsc była już zajęta, bo oczywiście pojawiłyśmy się jako jedne z ostatnich. Odnalazłyśmy te, z naszymi imionami i usiadłyśmy do stołu.
Od razu zrobiłyśmy sobie z Sarą pamiątkowe zdjęcie, które wysłałyśmy do naszych rodziców. Niedługo później dołączyli do nas Tyler i Conor. Bennett wyciągnął spod czarnej marynarki butelkę z alkoholem. Wywróciłam oczami, gdy zaczął przysuwać nasze szklanki do siebie, aby wlać do nich alkohol.
— To co, zdrówko absolwentów dopóki żaden nauczyciel nie widzi? — Rzucił z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
Szklanki zaczęły napełniać się przezroczystą cieczą. Pół literatki to był alkohol, a pół zalał colą. Typowy drink w wykonaniu Tylera Bennetta. Zwalający z nóg.
— Niegrzeczny Tyler. Mój ulubiony. — Zacmokał Conor, zabierając szklankę, po czym upił spory łyk jej zwartości.
Sara spojrzała na siedzącego obok niej ciemnowłosego chłopaka i popukała się palcem wskazującym po czole. Posłał jej swój idealny uśmiech, a ona zachowywała kamienną twarz, by dać mu do zrozumienia, że nie bawiło jej jego zachowanie.
Relacje między nimi uległy poprawie na przełomie ostatnich miesięcy. Zniknęła ta bariera dystansu i zostali przyjaciółmi, którzy sprzeczali się o bzdury i potrafili pogadać szczerze o problemach.
Chwilę później przysiedli się do nas Samuel i Magnolia. Ona w prześlicznej, długiej, błękitnej sukni na ramiączkach ze sporym wycięciem na prawym udzie, a on w garniturze. Biała koszula, ciemna marynarka i tego samego koloru muszka oraz błękitne spodnie, idealnie pasujące do stroju Magnolii. Od razu było widać, że przyszli tu razem.
Gdy wybiła godzina osiemnasta, na sali pojawili się wszyscy uczniowie oraz grono pedagogiczne z dyrekcją na czele, impreza w końcu się zaczęła. Na scenie pojawiła się przewodnicząca szkoły wraz z dyrektorem. Poprosili nas o zajęcie miejsc, po czym rozpoczęło się całe show.
— Cieszę się, że możemy się tu wszyscy spotkać, razem. — Rozbrzmiał głośny męski głos, który wypełnił całą salę. — Bo to właśnie razem rozpoczęliśmy naszą przygodę, gdy przyszliście tu pierwszego dnia i razem, po czterech pięknych latach, ją kończymy. To właśnie w murach tej szkoły dorastaliście, zawiązywaliście przyjaźnie na całe życie, zakochiwaliście się po raz pierwszy, ale przede wszystkim uczyliście się życia. — Mówił powolnym, pełnym emocji głosem, jeżdżąc wzrokiem po ludziach zgromadzonych w pomieszczeniu.
Chociaż temu mężczyźnie było naprawdę daleko do miana dobrego dyrektora to w tej krótkiej przemowie potrafił przekazać wszystko to co zwięźle może podsumować te cztery lata. Mimo wzlotów i upadków czas spędzony w tym liceum naprawdę wiele mnie nauczył. I chociaż nie wierzyłam, że to powiem to będę tęsknić za tym miejscem i za tymi ludźmi. W końcu przez cztery lata człowiek naprawdę potrafił się przywiązać.
— Dzisiejszy wieczór należy do nas. — Teraz przy mikrofonie stała przewodnicząca szkoły. — Dlatego spędźmy go jak najlepiej otoczeni przyjaciółmi i osobami, które kochamy. Roczniku dwa tysiące dwudziesty drugi sprawmy, by o nas nie zapomnieli! — Wręcz wykrzyczała te słowa do mikrofonu, unosząc triumfalnie ręce, a cała sala odpowiedziała na to głośnymi oklaskami przeplatanymi gwiazdami i piskami.
Wraz z kończącym się przemówieniem na scenę wszedł zespół muzyczny, który na dobrą sprawę tworzyli tegoroczni absolwenci. Rozbrzmiał główny dźwięk gitary, a z mikrofonu wydobył się mocny, kobiecy głos. Parkiet zaczynał zapełniać się ludźmi, którzy dali się ponieść muzyce. Razem z przyjaciółmi również dołączyliśmy się do zabawy.
Tańczyliśmy w niedużym kółku do skocznej piosenki. Było idealnie. Miałam obok siebie wszystko czego potrzebowałam do szczęścia. Przyjaciół, którzy byli moim bezpiecznym miejscem, powodem uśmiechu na twarzy i sprawiali, że czułam się ważna. Mojego chłopaka, który sprawiał, że biło mi szybciej serce. Przy którym czułam się kochana. Miałam przy sobie ludzi, którzy sprawili, że czas liceum będę wspominała jako cudowną przygodę.
Po kilku piosenkach nastąpiła przerwa. Spora część wróciła do stolików, zapewne po to, by wypić po kryjomu alkohol. Duża grupa wyszła na zewnątrz, żeby się przewietrzyć, a my udaliśmy się do ścianki, aby ustawić się w kolejce do zdjęcia.
Zrobiliśmy sobie kilka zdjęć w szóstkę. We dwie z Sarą w końcu doczekałyśmy się naszego zdjęcia na tle ogromnego napisu prom. Magnolia oraz Samuel również pozowali do Pani fotograf, która została wynajęta na ten wieczór.
W końcu na ściance pojawił się Conor, a mi zaschło w gardle. Skanowałam wzrokiem sylwetkę chłopaka. Miał na sobie czarne, garniturowe spodnie i białą koszulę, której dwa pierwsze guziki były rozpięte. Na nogach natomiast miał tego samego koloru adidasy. Brązowe włosy były dużo krótsze i idealnie ułożone, bo jeszcze dzisiaj rano był u fryzjera.
Tyler, Samuel i Conor stanęli przed obiektywem, pozując jakby byli na czerwonym dywanie. Momentalnie na moje wargi wpłynął szczery uśmiech. Będzie mi brakowało tej trójki razem na szkolnym korytarzu, walczących o kolejne trofeum na boisku. Ich głupich żartów i szczerych uśmiechów.
Wtedy spojrzenia moje i Conora się spotkały. Oblizał wargę, po czym wykrzywił usta w leniwym uśmiechu. Wskazał na mnie palcem bym podeszła, więc to zrobiłam. Pocałował mnie w czoło, po czym objął w pasie. Oboje spojrzeliśmy na aparat szeroko się uśmiechając.
Wtedy, w tamtym momencie, z tamtymi ludźmi czułam, że byłam w domu. To oni byli moim domem i bezpieczną przystanią. Kończył się pewien etap naszego życie i zaczynał kolejny.
Może za kilka lat będziemy w różnych miejscach, będziemy mieli różne priorytety i będziemy otaczali się innymi ludźmi. Może czas powoli zacznie nas od siebie oddalać. Jednak nie będzie w stanie zabrać nam jednego. Nie zabierze nam wspomnień, które razem stworzyliśmy.
**********
Rozumiecie, że to już koniec? Że historia Camili i Conora kończy się w tym miejscu? Ja wciąż nie dowierzam...Mimo że to opowiadanie nie było idealne, miało wiele błędów, niedociągnięć, a może nawet miejscami odpychało to zawsze będzie miało w moim sercu szczególne miejsce.
Chciałabym też podziękować każdemu kto je czytał, komentował i po prostu ze mną był <3
DZIĘKUJĘ.
JESTEM WDZIĘCZNA.Tyle ode mnie. Dziękuję po raz setny i do widzenia!
Bestywyk
CZYTASZ
lost souls
Teen FictionByliśmy tylko zagubionymi duszami, które próbowały odnaleźć się w otaczającym ich chaosie.