12. Dzieło sztuki.

84 5 2
                                    

Bar był dość duży. Nie należał do szczególnie nowoczesnych lokali i to chyba sprawiało, że cieszył się tak dużą popularnością wśród młodzieży. No i właściciel baru sprzedawał nieletnim alkohol, a takich miejsc w Wheaton nie było wiele.

Bywałam tu już wcześniej, bo większość imprez, po ważnych meczach drużyny, była organizowana właśnie tutaj. Drewniane stoliki były ustawione z dwóch stron po dwa rzędy i były w większości zajęte. Pod ścianą na środku stała duża, stara szafa grająca, z której leciała jedna z piosenek Britney Spears. Przy drzwiach stał bar obsługiwany w weekendy przez trzy osoby.

Siedziałam z Jasonem i jego znajomymi przy jednym ze stolików. Na początku czułam się w ich towarzystwie niekomfortowo, niewiele mówiłam i tylko się uśmiechałam. Podczas gdy im buzia się nie zamykała. Szybko jednak zrozumiałam, że nie dało się ich nie lubić.

Poza mną była jeszcze jedna dziewczyna. Emily była o rok młodsza i nie chodziła do naszego liceum. Miała jasne, krótkie włosy, kolczyk w nosie i idealnie wyrysowane kreski, które podkreślały jej niebieskie oczy. Poza tym uwielbiała oglądać bajki i grać w simy. Od razu wiedziałam, że się dogadamy.

Zostałyśmy same przy stoliku, bo chłopacy najpierw poszli na dwór zapalić, a później mieli zamówić coś do picia. Odpisałam Sarze na wiadomość . Robiła mamie hybrydy już od trzech godzin, pokłóciły się z jakieś pięć razy i końca nie było widać. Na szczęście ja nie miewałam tak głupich pomysłów i nie proponowałam swojej podobnych rzeczy.

— Jason cię lubi. — Odłożyłam telefon na drewniany stolik, spoglądając na siedzącą po przeciwnej stronie Emily.

— Tak myślisz? — Próbowałam ukryć to, że jej słowa sprawiły, że moje serce zaczęło szybciej bić.

Po czym zdałam sobie sprawę, że lubić mogło mieć wiele znaczeń. Mógł mnie lubić lubić, czyli bardziej niż kolega koleżankę. Mógł mnie tylko lubić, czyli lubić mój charakter. Mógł też mnie „lubić", czyli tak naprawdę nie lubić.

— To widać. — Przez głupie myśli nie wiedziałam już co o tym wszystkim myśleć. — Nie mów mu, że ci powiedziałam, ale to ja mu zasugerowałam, by cię tu zaprosił. On kompletnie nie wie jak zaimponować dziewczynie. — Parsknęła śmiechem.

— Długo się znacie? — Od razu gdy tu przyszliśmy było widać, że mieli dobry kontakt. Że nie byli wyłącznie znajomymi mijającymi się na szkolnym korytarzu.

— Od dzieciaka. — Pokiwałam głową na jej odpowiedź. Miałam tylko nadzieję, że ze sobą nie kręcili, a ona nie wciskała mi właśnie kitu, że Jason lubi mnie w ten sam sposób co ja jego. — Nasi ojcowie się przyjaźnią.

Pasowało to idealnie do fabuły książki. Dwie rodziny, które się przyjaźnią. Chłopak i dziewczyna, znający się od małego. Przez wiele lat nic poważniejszego między nimi nie ma aż nagle bum. Wielka miłość, ślub i trójka dzieci.

— Wasze drinki. — Przy naszym stoliku znalazł się Jason, odkładając na stolik napoje. Amanda od razu wzięła jedną ze szklanek i zaczęła pić jej zawartość przez słomkę. — O czym tak plotkujecie?

— O ładnych chłopakach, czyli nie o tobie, jak coś. —Z jej ust padła sarkastyczna odpowiedź.

— Jak moja głupia koleżanka cię wkurza to mi powiedz i usiądziemy gdzieś indziej. — Chłopak skierował te słowa do mnie, posyłając w stronę Amandy wymowne spojrzenie.

Nie wiedziałam co miałam na to odpowiedzieć, więc tylko się uśmiechnęłam. Czułam się trochę niekomfortowo, bo oni tak swobodnie ze sobą rozmawiali, a ja nie do końca potrafiłam się odnaleźć. Amanda była spoko i nic do niej nie miałam, relacji z Jasonem raczej wyjaśniać nie musiałam. Tylko że oni razem mnie zwyczajnie onieśmielali.

lost soulsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz