11. Bądź kobietą niezależną.

132 3 20
                                    

— Między wami bez zmian? — Zapytałam Magnolii, która od trzech minut patrzyła się na Samuela, stojącego z kolegami z drużyny na środku korytarza.

— On mi tego nie wybaczy dopóki nie zrezygnuję z Bostonu. — Widziałam wzloty i upadki ich związku, ale tak źle chyba jeszcze nie było.

— Tak ci powiedział? — Skrzywiłam się nie tylko dlatego, że wyciągnęłam z szafki spleśniałą kanapkę. — Nie wybieraj między marzeniami a miłością. Sam musi zrozumieć, że nie zawsze wszystko będzie tak jak on tego chce.

Minął tydzień od festynu, na którym na jaw wyszły plany Magnolii związane z Bostonem. Samuel nie zrobił wielkiej dramy, nie podnosił głosu i nie obwiniał swojej dziewczyny. Wolał ją zwyczajnie ignorować, a to było chyba jeszcze gorsze.

— Wiem, ale może gdybym szybciej mu o tym powiedziała to inaczej by to przyjął. — Przetarła zmęczoną twarz dłońmi. Wyglądała jakby nie zmrużyła oka od kilku dni, a przecież miała na sobie makijaż.

— Obie wiemy, że to nieprawda. — Zamknęłam metalowe drzwiczki, skupiając pełną uwagę na dziewczynie.

Samuel Johnson był cudowną osobą, ale nie był idealny. Posiadał wady, które najczęściej ukazywały się w gorszych momentach, których nie był w stanie przewidzieć. Tak było właśnie teraz. Wzbudzał w Magnolii poczucie winy, chciał, by cierpiała.

Minęła nas grupka uczniów ubrana w barwy naszej szkoły. Dzisiaj futboliści grali swój pierwszy mecz co oczywiście było ogromnym wydarzeniem w naszym liceum. Od tygodnia trwały przygotowania tak, żeby w dzień meczu wszystko było dopięte na ostatni guzik.

Większość uczniów zrobiła sobie wolne, bo mieliśmy tylko pierwszą lekcję. Gdyby moja mama była bardziej wyrozumiała to też bym została w domu, ale ściągnęła mnie z łóżka praktycznie siłą, więc nawet nie podejmowałam z nią dyskusji.

— Idziemy zająć miejsca? — Zasugerowałam, przeglądając się w małym lusterku, który zawsze trzymałam w torebce. Przeczesałam dłońmi kosmyki brązowych włosów jakby to miało sprawić, że będę lepiej wyglądać.

— Myślisz, że powinnam ubrać jego koszulkę? — Myślałam, że sobie ze mnie żartowała, ale ona była całkowicie szczera.

Ciekawe czy gdybym była w związku to zachowywałabym się podobnie. Nigdy nie rozumiałam tego skakania nad drugą osobą, spotykania się co przerwę w szkole i bycie w ciągłych objęciach partnera. Zawsze wyobrażałam sobie, że mój chłopak byłby przede wszystkim moim przyjacielem, a później partnerem.

— Nie, olej go. — Pokręciłam przecząco głową, łapiąc ją pod ramię i ruszając w stronę stadionu. — Bądź kobietą niezależną.

— Dajesz świetne rady jak na to, że jesteś singielką. — Najwyraźniej moje mądre słowa poprawiły jej humor, bo spojrzała na mnie z malującym się na twarzy uśmiechem. — Gdzie Sara?

— A jak myślisz? — Odpowiedziałam pytaniem na pytanie, bo wiedziałam, że tyle wystarczy, żeby znała odpowiedź.

Sara i Tyler spędzali ze sobą ostatnio więcej czasu. Moja przyjaciółka robiła z tego sekret i nie zdradzała szczegółów, a ja starałam się nie naciskać, bo wiedziałam, że powie mi w odpowiednim czasie. Jedyne co mi powtarzała to to, że nie było to nic poważnego. Zwykła niezobowiązująca relacja.

— Ich luźna relacja robi się chyba trochę za bardzo poważna. — Czyli nie tylko ja to zauważyłam. Posłałam tylko Magnolii spojrzenie mówiące, że miałam na ten temat takie samo zdanie.

Gdy wyszłyśmy z budynku od razu uderzył we mnie chaos, który się tam rozgrywał. Trwała walka o miejsca, mimo że do rozpoczęcia meczu pozostało jeszcze jakieś trzydzieści minut, wstęp był darmowy, a trybuny mogły pomieścić więcej osób niż liczyło nasze liceum.

lost soulsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz