Wybraliśmy się z Jasonem do knajpki z najlepszym włoskim jedzeniem w mieście. Właścicielami było starsze małżeństwo, które pięć lat temu przyjechało z Włoch do Stanów Zjednoczonych. Ich lokal szybko zdobył popularność nie tylko ze względu na przepyszne posiłki, ale również przez klimat jaki tutaj panował.
— Na co masz ochotę? — Uniosłam wzrok z karty dań na siedzącego naprzeciwko mnie chłopaka. — Proponuję dużą klasyczną pizzę z warzywami. Do tego kawa?
— I lody — uśmiechnęłam się do niego uroczo. Lody mogłabym jeść codziennie. Nawet w takie dni jak dzisiaj gdzie pogoda za oknem sugerowała, żeby zostać w domu i zaszyć się pod ciepłą pościelą.
Gdy ustaliliśmy już co bierzemy przy naszym stoliku pojawił się starszy mężczyzna, który przyjął nasze zamówienia i poczęstował nas pierniczkami. W całym mieście panował już świąteczny klimat. Na słupach zawisły lampki, w centrum stała ogromna choinka, a lokale były przyozdobione na zbliżające się święta Bożego Narodzenia.
— Jak idą przygotowania do meczu? — Rozpoczęłam temat, który dotyczył nas obojga. Poza wolontariatem w akcję charytatywną była też zaangażowana drużyna futbolowa i klub informatyczny.
— Nie ukrywam, że opuściłem kilka treningów. — Jego usta uformowały się w uśmiechu. — No i nie wiem czy będę grał, bo rodzice planują spędzić święta u dziadków. A od strony organizacyjnej jak to wygląda? — Teraz on zadał mi pytanie.
— Strasznie dużo roboty. — Wydęłam usta, opierając ciało na przedramionach. — Niby podzieliliśmy się zadaniami, ale jest jeszcze wiele do zrobienia. — Podsumowałam.
Normalnie zebrania wolontariatu mieliśmy raz w tygodniu. Jednak ze względu na natłok pracy musieliśmy wybrać dodatkowy dzień poza zajęciami, by nadgonić z robotą. Okazało się, że organizowanie wydarzenia charytatywnego nie było taką prostą sprawą.
— Wszystko wynagradza to, że robicie to na szczytny cel. — Uśmiechnęłam się niekontrolowanie. Przy Jasonie zdarzało mi się to cholernie często.
— Znasz tego chłopaka? — Temat nie należał do najprzyjemniejszych. W tym roku zbieraliśmy pieniądze na leczenie naszego rówieśnika, który kochał sport, a rak chciał mu w paskudny sposób odebrać marzenia.
— Graliśmy kilka razy z jego drużyną. — Pokiwałam głową na znak, że rozumiałam. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, pozostając w ciszy.
Jason imponował mi tym, że nigdy nie uważał się za lepszego od innych. No może tylko gdy w pobliżu był Conor. Wtedy oboje prześcigali się w tym kto był większym dupkiem.
Ale tak poza tym był cudownym człowiekiem. Pełnym empatii do drugiego człowieka. Nawet jeśli nam nie wyjdzie to byłam pewna, że dziewczyna, której skradnie kiedyś serce będzie prawdziwą szczęściarą.
Przy naszym stoliku pojawił się mężczyzna, który kilkanaście minut temu przyjmował od nas zamówienie. Położył na drewnianym blacie nasze jedzenie i kawę, życząc nam smacznego, po czym odszedł.
— Będziemy pić z jednej rurki? — Nie rozumiałam o czym mówił dopóki nie zauważyłam, że zamówiliśmy tylko jedną kawę i mieliśmy tylko jedną czarną słomkę. — Jak na prawdziwą randkę przystało.
— To randka? — Tak, z jego całej wypowiedzi zapamiętałam tylko tę część. Patrzyłam na niego z zaciekawieniem, gdy nachylił się nad stolikiem, posyłając mi uśmiech.
— To zależy od ciebie. — Wzruszył ramionami. — Chciałabyś ciągnąć tę relację do przodu? — Mój entuzjazm przygasł, a on chyba do dostrzegł. — Nie odbierz tego negatywnie. Jeśli nie jesteś jeszcze gotowa to rozumiem.
CZYTASZ
lost souls
Ficção AdolescenteByliśmy tylko zagubionymi duszami, które próbowały odnaleźć się w otaczającym ich chaosie.