Rozdział 12

1.4K 121 175
                                    

Te cztery godziny zajęć minęły szybko i przyjemnie. Mimo moich obaw, czułem się dobrze. Tak, teraz wiem na pewno, chodzenie na te zajęcia dobrze mi się przysłuży...

Wyszedłem z budynku i skierowałem się do auta. Byłem z siebie dumny, nie rozproszyłem się na zajęciach ani razu! Tak, to bardzo dobrze, chyba... Nikomu o tym nie mówię, ale od wypadku mojej siostry nie biorę moich lekarstw i trochę obawiam się swojego zachowania... Nikt chyba nie zauważył żadnej zmiany... Ciekawe, naprawdę ciekawe... Czy ja naprawdę nic się nie zmieniłem po odstawieniu ich?

No cóż, rozmyślania mało ważne, teraz czas na zakupy. Pojechałem do najbliższego spożywczego. Gdy zaparkowałem samochód, zamknąłem go i ruszyłem w stronę wejścia do sklepu.

Wziąłem na szybko jakiś makaron, mięso, jogurty, chleb, bułki, masło, ser, szynkę, kabanosy, kiełbasę, pomidory, ogórki, jabłka, chipsy, kolę, jakieś słodycze, mrożonki różnego rodzaju, zupki chińskie i ruszyłem do kasy. Po drodze zajrzałem jeszcze na półkę z alkoholem i wybrałem małą lampkę dobrego wina. Co jak co, ale pierwsze zajęcia trzeba uczcić.

Gdy zapłaciłem, zapakowałem się ponownie wsiadłem do samochodu i skierowałem się do domu. Skakałem między stacjami radiowymi, aż w końcu natknąłem się na HeatWaves. No tak, piosenka kojarząca się z dnf musiała zagrać u mnie w samochodzie. Jednak nie przełączyłem jej tak jak innych, natomiast zacząłem słuchać jej oraz śpiewać refren. Gdy tylko skończyła się, przeskoczyłem na stacje z wiadomościami. 

Nie za bardzo skupiałem się na tym, o czym mówili. Jechałem w swoją stronę, a radio grało mi tylko dla towarzystwa. Nie żebym go jakoś bardzo potrzebował... Nie ważne, zatrzymałem się na światłach, a w radiu mówili akurat o wypadku dziewczynki z małego miasta sprzed dwóch tygodni. Mówili coś o fioletowym aucie, które ją potrąciło. Kierowca niby zapłacił odszkodowanie i trafił do więzienia na dwa i trzy lata w zawiasach, ale policja sądzi, że rodzeństwo ofiary mogło zapobiec tragedii. Ponoć rodzice dziewczynki obwiniają o to wszystko jej starszego brata... Ta historia mi coś przypomina. Dziewczynka ponoć leży w szpitalu w śpiączce, ale jej stan jest stabilny. 

Mam nadzieję, że jej się poprawi... Po opisie samochodu oraz reakcji rodziców dziecka wiedziałem już, kto wpadł pod koła...

I w takim parszywym humorze dotarłem do domu. Zobaczyłem tam już moje droższe auto, co oznaczało, że chłopaki już wrócili. Wyciągnąłem zakupy z bagażnika i wszedłem do środka.

Nigdzie ich nie było, gdy nagle usłyszałem krzyk. Był to Gogy. Wystraszony zostawiłem zakupy tam gdzie stałem, po czym wbiegłem na piętro. Wręcz wparowałem do pokoju Georga. Dobrze, że posiada on green screena, bo cały internet już znałby moją twarz. 

-O, h-hej Dream! J-jak ci d-dzień mija? C-co na obiad? - pytał rozgorączkowany, aby tylko odwrócić moją uwagę od tego, jak przed chwilą mnie nastraszył. Wiedział, że to dobrze się nie skończy. Nie straszy się mnie tak bez powodu...

Wyszedłem nie odpowiadając na żadne z jego pytań. Miałem go odrobinę w nosie. Tak się mnie nie straszy. Kto wie, co mogłoby się dziać... Martwiłem się o niego... Bo ja nie chcę, by mojemu małemu Gogy'emu stała się krzywda...

Chwila! O czym ja właśnie pomyślałem? Mój mały Gogy... To brzmi tak, tak... Uhhh, OGARNIJ SIĘ DREAM, GEORGE TO TYLKO PRZYJACIEL, nie możesz czuć do niego czegoś więcej...

Rozpakowałem zakupy i zacząłem rozmrażać jakiś makaron z warzywami. Mmmmm, jak ja uwielbiam swoje lenistwo...

{{{OKEJ, W tym miejscu informuję, że ta część na razie nie miała być publikowana, gdyż jest nieskończona 😬 Jak to widział*ś to do tego momentu to przepraszam! Najwyraźniej zły przycisk kliknęłam przy zamykaniu komputera! dopisek autorki }}}}

Gdy tylko rozmroziłem go na patelni i rozłożyłem go na talerze, wyjąłem specjalne kieliszki do wina i go nalałem. Przyszykowałem sztućce i nakryłem do stołu.

-OBIAD! - zawołałem. Mam nadzieję, że Gogy się nie udławi podczas jedzenia pod moim morderczym spojrzeniem...

Zeszli na dół. Sap jak zwykle, George lekko przestraszony. Ojjj, nie umiem się gniewać na tego uroczego brunecika... Jednak nie zamorduję go wzrokiem. Wskazałem, aby usiedli do stołu. Gogy chyba był tak przestraszony, że wykonał moje polecenie natychmiastowo. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem.

-Oj, no Gogy, nie bój się... - powiedziałem delikatnie, na co ten podniósł tylko głowę i spojrzał na mnie niepewnie. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, aby zachęcić go do luźniejszego zachowania.

No nie wierzę, sprawiłem, że mój przyjaciel boi się mnie... To nie jest dobra oznaka...

Może jednak powinienem ponownie zacząć brać te tabletki...

Nie, nie zrobię tego. Chcę być w pełni sobą... Tak, to najlepsze rozwiązanie, nie brać, być sobą!

-N-nie gniewasz się, że cię przestraszyłem? - spytał przestraszony chłopak (tak przestraszony, jak ja dzisiaj podczas grania w bedwars. dopisek autorka). On się mnie boi. Nie chcę, aby się mnie bał..

-Nie Gogy... Na początku byłem odrobinę zły, ale gdy zauważyłem, że boisz się mnie, jakoś mi przeszło... - mówiłem szczerze. Nigdy chyba jeszcze nie byłem tak szczery...

Gdy zasiedliśmy do stołu, i makaron każdego z nas został zjedzony, przyszedł czas na toast za dzisiejsze zajęcia z programowania.

-Niech się dzieje, co się ma dziać. Niech Dream programowania nauczy nas! - wykrzyczał Sap.

-Raczej ten nauczyciel, który chyba nieogarnia... - musiałem, musiałem dodać swoje dwa grosze...

Popatrzyli na mnie z politowaniem, tak jakby nic nie zrozumieli z zajęć i prosili o ponowne wytłumaczenie. Pokręciłem tylko głową z uśmiechem na twarzy... No nie wierzę, oni chcą chodzić na te zajęcia tylko po to, abym miał towarzystwo... 

Miłe uczucie...

______________________________________________________________________

Dobra. Koniec rozdział. Hokus, pokus, czary, mary. Znikam dzisiaj jak twój stary!

XD, dobra nie mogę z tym... To u góry to taki żart. Ale dzisiaj już raczej nic nie wstawię.

ମୋ ଶ୍ରେଣୀରେ କେହି ମୋ ସହ କ anywhere ଣସି ସ୍ଥାନକୁ ଯିବାକୁ ଚାହାଁନ୍ତି ନାହିଁ ... ଦୁ Sad ଖ ...

Czy mogę się przyłączyć? |DNFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz