Rozdział 22

1.2K 121 38
                                    

To już dziś. Dzisiaj nasza rebelia rozpoczyna ofensywę. Koniec przygotowań, teraz jest atak. Nasz atak. Skończyły im się możliwe ruchy, aby nas powstrzymać. Wykonując kilka z nich, dali nam odpowiednie okazje, może nie idealne, ale odpowiednie. Tyle nam wystarczy.

Idziemy naszym tunelem. Już blisko. Zaraz trzeba będzie wspiąć się na mosty nad starym L'Manburg. 

Schlatt, nadchodzimy. Nie masz już drogi ucieczki. Teraz czeka cię tylko śmierć.

Już jesteśmy. Wchodzimy razem z Willburem, Philzą, Tommym oraz Tubbo na mosty. Walka dla nas byłaby zbyt ryzykowna... Nie możemy umrzeć, choć wiem, że należałoby. 

Ładuję tnt do dispenserów. Teraz, to rozpocznie się przedstawienie. Czekamy na znak od Techno. Ciekawe ile zajmie nam ta rewolucja... Mam nadzieję, że nie dłużej niż pół godziny. 

Nudy tu na górze... Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stanie. 

Flara awaryjna. Teraz możemy mieć problem.

-Zostańcie, ja pójdę - powiedział Willbur. Zszedł na dół. Nie miałem nawet siły się z nim sprzeczać, tak bardzo przeraziła mnie ta flara awaryjna.

Kolejna. Teraz, to mamy poważny problem...

-Idziemy - zakomenderowałem. Nikt się ze mną nie sprzeczał, po prostu zeszliśmy na dół.

Nie mogę uwierzyć. Mają oni zamkniętego Willbura, Georga, SapNapa i Sama... 

No to mamy gigantyczny problem... Przeszliśmy na odpowiednie VC i od razu usłyszeliśmy Jschlatta.

-O, jest i nasz ulubieniec! - zakrzyknął odwracając głowę swojej postaci w stronę mojej. - No, to teraz wybieraj. Albo idziesz z nami, albo oni umierają. Ciekawe ilu z nich będę musiał zabić...

Spojrzałem na to wszystko. Decyzja zależy ode mnie. Przeciwnicy mogą uzyskać jedno wskrzeszenie, albo zabiją moich przyjaciół. To mi się w głowie nie mieści, aby być tak bezlitosnym?

-Okej, zatem na początek pożegnaj się z Willburem! - krzyknął zabijając go. 

Nie wiedziałem co mam zrobić stałem jak kołek. Nie byłem w stanie nic zrobić. On już dawno przekroczył granicę, teraz to tylko potwierdza.

-Kogo ty chcesz wskrzesić? - spytałem oschle.

-Chcę mieć potęgę po swojej stronie, a dobrze wiesz, że Technoblade się nie nada... On jest przecież taki słaby. Nie to co ty... Ty masz potęgę, ty możesz wskrzeszać ludzi...

-Już tylko jedną osobę mogę wskrzesić, więc gadaj, kogo?! - krzyknąłem na niego. Wiem, że nie jest to odpowiednie, ale nie chcę by moim przyjaciołom działa się krzywda. Już przez moją zwłokę straciłem Willbura.

-TY CHYBA DALEJ NIE ROZUMIESZ! Chcę mieć potęgę po swojej stronie... - powiedział zabijając SapNapa. - Musisz wiedzieć jeszcze jedną rzecz, odebrałem im wcześniej resztę żyć kanonicznych. To już jest śmierć całkowita...

-Nie dostaniesz tej siły ode mnie. Jak moi przyjaciele umierają, ja razem z nimi, a ta wiedza ze mną. Nie dostaniesz jej - zmusiłem się na pewny ton głosu. Szczerze, to bardzo się bałem, ale nie mogłem tego strachu okazać. To byłaby ujma w takim momencie.

Wyciągnąłem miecz i ruszyłem na Jschlatta. Uderzyłem. Z początku to ja dominowałem w tej walce, ale nie musiała minąć chwila, żeby Schlatt zorientował się co się dzieje. Rozpoczął kontratak. Szybko zamieniłem miecz na siekierę i zacząłem ponownie atakować. Schlatt zaczął przejmować prowadzenie w tej walce. Zacząłem uciekać. Ukryłem się za ścianą i zjadłem "Notch apple" ( jak coś to jest to "Enchanted Gold Apple" dopisek autorka ). Wypiłem również potkę siły i regeneracji. Teraz, to może on nie mieć ze mną szans.

Wyszedłem zza ściany. Od razu ruszyłem w stronę mojego przeciwnika. Uderzyłem go. I ponownie. Teraz mogę rozpoznać strach, jakiego doznaje. 

-Teraz Schlatt, to ja mam kontrolę - powiedziałem.

-Tak ci się tylko wydaje - odpowiedział, po czym uderzył we mnie mieczem. Wziąłem ten atak na tarczę.

Nasza walka trwała jeszcze dobrych kilka minut. Ciągle wyglądała tak samo, ja uderzałem, a on odbierał na tarczę i na odwrót. Oczywiście, czasami udawało mi się go zranić, ba nawet częściej niż czasami, zazwyczaj nie nadążał ze złapaniem tarczy! Mnie drasnął zaledwie kilka razy.

-Poddaj się Schlatt! Póki mam jeszcze litość! - zakrzyknąłem. 

-Nigdy! Jeśli wybrałeś śmierć, to proszę bardzo! Nie masz ze mną sza... - nie dokończył, został zabity przeze mnie. To koniec Schlatta.

Wszyscy patrzyli na mnie. Ja nie wiedziałem co mam zrobić. Podszedłem do miejsca, w którym zginęli moi przyjaciele. Muszę ożywić bardziej ważnego, tylko którego... Willbur jest ważnym przywódcą, a SapNap jest ważnym dla mnie przyjacielem...

-Dream, Willbur nam się przyda najbardziej... Przykro mi - powiedział Techno. Wiedziałem, że to powie. Nie polepszyło to mojej sytuacji.

Zacząłem ożywiać Willbura. Dziwnie się z tym czułem. Robić to dla tej samej osoby po raz kolejny... Boję się to też robić publicznie... Pojawił się zarys postaci. Już można zobaczyć Willbura w świetlistej poświecie. 

-Macie Willbura, a teraz przepraszam, mam pogrzeb do zaplanowania - powiedziałem i odszedłem jak gdyby nigdy nic. Utrata SapNapa jest dla mnie bardzo bolesna.

"Dream, spróbuj go ożywić. Widziałeś chyba moją wiadomość" napisał na chatcie Callahan.

-Spróbować mogę, ale to się nie uda...

"Jak nie spróbujesz to się nie przekonasz"

Spróbowałem tak jak Callahan mi poradził. Poczułem tę moc przepływającą przeze mnie. Było to dość dziwne uczucie, tak jakby silniejsze niż wcześniej. Znowu zobaczyłem zarys postaci, ale też poczułem dziwne ciepło i zobaczyłem światło. Było dziwnie zielone... Zobaczyłem delikatną poświatę wokół postaci, a potem już SapNapa, całego i zdrowego. 

Zerknąłem na punkty zdrowia oraz głodu mojej postaci. Diametralnie się zmniejszyły. Wyjąłem na szybko "Gapple" i je zjadłem. Bałem się o to, co się tu właśnie wydarzyło.

Czy ja wskrzesiłem kogoś ponad limit? Popatrzyłem po wszystkich. 

-Dream, czy ty właśnie? - zaczął pytać mnie George, ale nie usłyszałem jak kończy, gdyż wyszedłem z VC i serwera. Uciekłem, znowu uciekłem od problemów... Tak nie powinienem robić, ale inaczej nie umiem... To jest dla mnie okrutne...

Czyli jednak stałem się chodzącą księgą wskrzeszania... 

Czy mogę się przyłączyć? |DNFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz