Rozdział 17

1.2K 112 60
                                    

Sylwester. Jak ja uwielbiam ten dzień. Można pooglądać wspaniałe fajerwerki...

No, a dzisiaj jadę na wspaniałą zabawę w chowanego...

-Patches! Wychodzę, będę najpóźniej jutro! Bądź grzeczna! - krzyknąłem do swojej kotki zabierając klucze od domu i zamawiając taksówkę. Wiem, że teoretycznie mógłbym jechać samochodem, ale musiałbym wtedy przejechać przez dwa stany... Samolotem jest zdecydowanie wygodniej. No, to teraz lot do Greenville. Czeka mnie niesamowita przygoda...

Jest szósta rano, mam tam być na godzinę dziesiątą. To jest coś około dwóch godzin lotu. No, to będę wcześniej! Może jeszcze coś zjem i załatwię parę spraw.

Przyjechała w końcu taksówka. Wsiadłem z moim małym plecakiem do środka i poinformowałem kierowcę, gdzie chcę się dostać. 

Wysiadłem pod lotniskiem.  Wszedłem do środka. Poczułem się dziwnie niekomfortowo w tak zatłoczonym miejscu. Czasami jednak trzeba przekraczać swoje możliwości...

Sprawdziłem na tablicy gdzie mam się zameldować, po czym udałem się do odpowiedniego punktu. Po drodze wyjąłem wszystkie potrzebne mi dokumenty oraz bilet. Po sprawdzeniu udałem się do punktu ochrony bezpieczeństwa. Tak, wiem, same nudy na tym lotnisku.

Kazali mi położyć plecak na taśmę, a do koszyka wsadzić wszystkie metalowe rzeczy jakie mam przy sobie, telefon oraz leki, jeśli jakieś mam.

No, to zaczyna się zabawa. Z plecaka wyjąłem listek z moimi tabletkami, zaś z kieszeni telefon, trochę drobnych oraz klucze od domu.

Przeszedłem przez bramkę bez większych problemów.  Zabrałem swoje rzeczy i udałe się do odpowiedniej bramki. W sklepiku zakupiłem wodę. Wszystko zajęło mi około pół godziny.

-Pasażerowie lotu Floryda-Greenville proszeni wyjścia 12b, autobus będzie za pięć minut

 Ahh ten głos w głośnikach... Nie miałem nic lepszego do roboty, więc po prostu udałem się do odpowiednich drzwi. Nie było tam sporej ilości osób.

Przyjechał autobus. Wsiedliśmy i dojechaliśmy pod sam samolot. Nie powiem, rzadko kiedy korzystałem z samolotu. Widok był jak dla mnie imponujący. 

Wsiadłem do środka i czekałem na start maszyny. Nie będzie to długa podróż...

|SKIP TIME do czasu wyjścia z lotniska w Greenville|

Jechałem właśnie taksówką pod pewną kawiarnię. Jest po ósmej, więc nie mam co się bać o spóźnienie.

Gdy tylko wszedłem do środka poczułem ten przyjemny zapach kawy i świeżych naleśników. Może i jest to kawiarnia, ale ponoć sprzedają tu przepyszne naleśniki na śniadanie. Usiadłem do wolnego stolika i czekałem, aż ktoś podejdzie odebrać moje zamówienie. W sumie, to nawet nie zastanawiałem się co zamówić. Wybrałem po prostu naleśniki i herbatę.

Usłyszałem otwieranie drzwi i automatycznie spojrzałem w tamtą stronę. Był to MrBeast wraz z Karlem i Chandler'em. Uśmiechnąłem się na ich widok.

-Witaj Clatonie! Jak miło cię widzieć. Jak się masz? - spytał się mnie przyjaźnie, już nie wspomnę o tym, że przekręcił moje imię. Nie dał mi niestety szansy na odpowiedź. - Ohhh, zapomniałem, że jesteś niemową... Poznaj proszę moich przyjaciół Karla i Chandler'a!

Miło mnie powitali, po czym przysiedli się do mnie. Nie protestowałem, tylko patrzyłem odrobinę krzywo na Jimmy'ego. 

-Coś się dzieje, że tak patrzysz na Jimmy'iego? - spytał się mnie Karl. No nie wierzę... Że też SapNap jeszcze mu nie wysłał mojej fotki...

-Może tyle, że przyleciałem tu z Florydy bez żadnej wiedzy na to jak mnie twój przyjaciel przedstawi - odpowiedziałem w miarę spokojnie i cicho, aby nikt poza stolikiem mnie nie usłyszał.

-Porozmawiamy w studiu - MrBeast szybko uciął temat. 

W tym samym czasie podeszła do nas kelnerka pytając o nasze zamówienie. No niestety, musiałem teraz grać niemowę...

-Co sobie życzysz Clatonie? W końcu przyleciałeś tu na moje zaproszenie - starał się grać miłego. No i dobrze... Za taką obrazę, jakiej dostałem normalnie bym mu przylał. Wskazałem tylko w karcie na naleśniki oraz herbatę. 

Ta kelnerka jeszcze pyta się z czym te naleśniki... Uhhhh, ja bym psze pani chciał się odezwać, ale ten debil Jimmy postanowił zrobić ze mnie niemowę o imieniu Claton! 

Chyba nagle się opamiętała i zaczęła wymieniać z czym mogą być. Wskazałem palcami cyfrę trzy, czyli opcję z dżemem malinowym.

Po dziesięciu minutach dostaliśmy nasze zamówieni i zaczęliśmy konsumować. Jedliśmy w ciszy. Oczywiście, nie jednej z tych przyjemnych, tylko tych bardziej denerwujących i stresujących, wręcz wprawiających w nieprzyjemny nastrój. 

Gdy tylko zjedliśmy, Jimmy zapłacił za nas i zabrał nas do samochodu. Udaliśmy się do jego studia, gdzie konkretnie wyjaśnił mi postać, którą mam grać.

W skrócie, to na czas odcinku u MrBeasta przed kamerą mam na imię Claton i jestem niemową. Jestem dość nieśmiałą osobą i nie lubię się komunikować z innymi. Jednakże potrafię postawić na swoim i nie dać się zwieść. Jestem dosyć wysportowany i ciężko będzie mnie złapać.

No, to chyba mi odpowiada...




______________________________________________

Za odprawę na lotnisku dziękujcie internetowi! Nieskończone zapasy wiedzy o lotniskach, a jak chcę wiedzieć w którym mieście ktoś dokładniej mieszka to heja i nie ma!

Czy mogę się przyłączyć? |DNFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz