-𝟛-

1.4K 87 8
                                    

𝕏𝕏𝕏

𝔻𝔼𝔸𝔻 𝔹𝕆𝔻𝕐

𝕏𝕏𝕏


   Wolny dzień oznaczał dla studentów Alfei integrację. Oczywiście w głównej mierze dla tych, którzy wyleczyli już kaca, a takich było niewielu. Do tego grona nie zaliczały się ani Rue, ani Maze. Obie cierpiały na chorobę poalkoholową, czego z kolei nie mogła znieść Iss.

Przyniosła dziewczynom butelki z wodą, dostarczyła leki przeciwbólowe i z radością udała się na podwórko, by znaleźć się jak najdalej od ich marudzenia. Nie trzeba było tyle pić.

Szła spokojnym krokiem wzdłuż dróżki, prowadzącej na plac do ćwiczeń. Nie spodziewała się ujrzeć tam żadnego ćwiczącego specjalisty. Nawet ona, uparty zapaleniec, odpuszczał sobie walki w sobotę.

Zupełnie więc zdębiała, gdy dostrzegła Milve Higgins na platformie. Dziewczyna była na drugim roku, do dzisiejszego dnia Iss była pewna, że została wydalona z Alfei. Jej umiejętności znajdowały się na poziomie Maze i Rue, gdy te znajdowały się na początku swojej szkolnej drogi. O ile w przypadku wróżek nie było to katastrofą ,w przypadku Milvy, było. Dziewczyna trzykrotnie podchodziła do egzaminu, a gdy ostatnie podejście okazało się porażką, wszyscy sądzili, że Milva zakończy przygodę z Alfeą.

— Czego chcesz? — zapytała czarnowłosa, gdy Issalvia znalazła się bliżej.

Iss skłamałaby mówiąc, że nie dotknął jej ostry ton dziewczyny. Postanowiła jednak nie zrażać się tak szybko.Skoro Milvie dano kolejną szansę, musiało zależeć jej na nauce. A księżniczka Solarii miała akurat trochę wolnego, więc mogła dopomóc koleżance.

— Nie potrzebujesz towarzystwa?

Milva odgarnęła z czoła spoconą grzywkę. Spojrzała niechętnie na Iss.

— Wyglądam na taką?

— Trening daje lepsze efekty, gdy...

— Nie potrzebuje — przerwała dziewczyna, tonem tak ostrym, że księżniczka cofnęła się o krok.

— Ja tylko...

— Ty tylko co? — prychnęła Milva. Nigdy nie lubiła Issalvii. Była dla niej najgorszym typem księżniczkowatych. Słodka do bólu, pomocna, aż się rzygać chciało. Do tego wciąż podlizywała się dyrektorowi. — Nie potrzebuje pomocy, na pewno nie twojej...

Issalvia zamrugała. Nie wiedziała, z czego wzięła się niechęć Milvy, jednak  dość już nasłuchała się jej ostrego tonu. Nie zamierzała pomagać jej na siłę.

— Jak sobie chcesz. — Wzruszyła ramionami. 

Zostawiła Milvę z jej złością i nieudolnymi próbami nauczenia się czegokolwiek. Gdy tylko zniknęła dziewczynie z pola widzenia, skręciła w las, by po chwili znaleźć się poza barierą. Wprawdzie obiecała Rivenowi, że łamać zasady będzie tylko z nim, ale po niemiłej wymianie zdań z Milvą musiała zapalić, a chłopak najprawdopodobniej spał po wczorajszym przepiciu. Usiadła na kamieniu, na którym zwykle spędzała czas z Rivenem.

Smutno jej się zrobiło na samą myśl, że pozostał jej tylko rok nauki. Potem nie będzie już przychodziła na lekcje Silvy, śmiała się z lokatorkami, czy wychodziła poza barierę z przyjacielem.

Najpewniej wróci do pałacu, znów stanie się niemagiczną córką Radiusa i będzie wypełniać swoje pół królewskie obowiązki.

Zdążyła wypalić jedynie pół papierosa, gdy usłyszała kroki. Rozejrzała się w obawie. Nie mogła wbiec za barierę z zapalonym papierosem, bo reaguje na ogień i natychmiast zaalarmuje Dowling. Nie mogła też zostawić niedopałka, bo mógłby zwrócić uwagę patrolu. Zanim zdążyła wymyślić coś innego, przerwało jej chrząknięcie.

Unexpected || Saul SilvaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz