-𝔼𝕡𝕚𝕝𝕠𝕘-

727 49 26
                                    

Issalvia rzadko denerwowała się do tego stopnia, że obgryzała paznokcie. Traktowała stres raczej jako coś normalnego, rzadko pozwalała mu przejąć kontrolę. Dlatego tym bardziej nie mogła poradzić sobie z faktem, że wieczór przed rozpoczęciem zajęć w Alfei dygotała ze strachu. 

Natomiast z samego rana dosłownie chodziła po ścianach.

— Jeszcze chwila, a zabronię ci pójść na zajęcia — powiedział Saul, popijając łyk kawy. Od kilku minut obserwował Issalvię, która zamiast usiąść i zjeść śniadanie jak człowiek, dreptała po kuchni. 

Silva dostrzegł, że Via w ogóle nie zareagowała na jego słowa.

— Iss! — zawołał powodując, że kobieta przystanęła.

Spojrzała na niego zdziwiona, nie rozumiejąc, co takiego od niej chciał. Czemu właściwie krzyczał? 

— Usiądź i zjedz coś — zażądał.

Via wywróciła oczami. Jak w takiej sytuacji miała jeść? Była dosłownie przerażona. Nigdy wcześniej nie prowadziła lekcji, nie miała w tym żadnego doświadczenia. Bała się, że zupełnie się zbłaźni i wyleci ze szkoły z wielkim hukiem.

— Issalvia... 

— Jak mogę w takiej chwili jeść?! — syknęła, zajmując miejsce obok Saula. W jej oczach wciąż mężczyzna widział autentyczne przerażenie. — Nie rozumiesz, że to mogą być moje pierwsze i ostatnie zajęcia?! Co, jak się zbłaźnię? Uczniowie mnie wyśmieją? Wyjdą z sali?! Kogo ja oszukuję... trzy miesiące temu siedziałam z nimi w ławce, a teraz co? Pomyślą sobie, że to żart...

Silva pokręcił głową z dezaprobatą. Dopił kawę i wstał, by odłożyć brudne naczynia do zlewu. Stanął za wciąż przejętą Iss i ucałował ją w czubek głowy. Dziewczyna zdołała odetchnąć, ale tylko na chwilę. 

— Nie martw się, bo nie masz czym... twoje notatki są bardzo dobre. Wiesz, co chcesz im przekazać... grafik zajęć zrobiłaś na najbliższy miesiąc. Skarbie przestań panikować... założę się, że to nie pierwsze publiczne wystąpienie w twoim życiu...

Issalvia zastanowiła się. Faktycznie, kiedyś się zdarzało, że na bankietach, konferencjach, innych tego typu pierdołach ojciec wymuszał na niej wystąpienia. Jakoś sobie radziła. Ale co innego takie wystąpienie rodziny królewskiej, a co innego nauka upartych nastolatków.

— No niby nie... — westchnęła. 

Silva, wciąż widząc niepewność dziewczyny uśmiechnął się ciepło. Pociągnął ją, by wstała i złożył na jej ustach czuły pocałunek. 

— Poradzisz sobie, wiem to.

Wzięła głęboki oddech, wciąż wpatrując się w oczy mężczyzny.

— Najwyżej znów wysadzę szkolny kibelek. — Wzruszyła ramionami, na co Saul roześmiał się. Ucałował dziewczynę w nos. Wiedział, że będzie świetna. 

— Albo urodzisz — dodał, kładąc dłoń na brzuszku dziewczyny.

Via w pierwszym odruchu się uśmiechnęła, jednak zaraz jej mina zrzedła.

— A co jeśli naprawdę...

— Żartowałem skarbie! A teraz idziemy na zajęcia, no już!

Issalvia pozwoliła, żeby Saul wyprowadził ją z ich pokojów, leżących w Skrzydle Specjalistów. Przez połowę drogi Via czuła się zupełnie, jakby nic się nie zmieniło. Rozpoznała kilka znajomych twarzy. Gdy mijała stołówkę, zupełnie odruchowo chciała do niej wejść, jednak przypomniała sobie, że... tam przecież nie ma już jej przyjaciół. Nie ma szalonych Rue i Maze, nie ma Leitha. Serce zakuło ją nieprzyjemnie, przez co nie odważyła się wejść do środka. Złapała dłoń Saula i ruszyła do sali, która od tego roku szkolnego miała należeć do niej. 

Unexpected || Saul SilvaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz