Rozdział XIV

3.6K 187 28
                                    

Wsunąłem telefon do kieszeni, zyskując tym sposobem kolejne spojrzenie Samuela. Nie rozstawałem się z nim od dobrych kilku godzin, więc kiedy to nastąpiło, nie ukrywał swojego zdziwienia pomieszanego prawdopodobnie z rozbawieniem. Gdyby nie obecna sytuacja, naprawdę bym go nie chował.

Rozmowa okazała się dużo lepsza niż pisanie wiadomości. Z każdą następną zaczynała mówić coraz swobodniej i radośniej. Nadal wyczuwałem w jej głosie smutek, ale nie skupiała na nim całej swojej uwagi, kiedy skutecznie ją od tego odciągałem. Zwykłe tematy były czymś, czego potrzebowała, a ja za to czułem się cholernie dobrze, słysząc jej głos i poznając odpowiedzi na te wszystkie małe rzeczy. Co lubi, co sprawia jej szczęście, o czym marzyła. Zapamiętywałem to, mając zamiar w niedalekiej przyszłości to wykorzystać.

Po każdym telefonie do niej, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Przeczucie, że lubiła te rozmowy tak samo jak ja, nie opuszczało mnie nawet na moment. Z szybkością jaką odbierała, telefon musiała mieć ciągle w ręce.

Zastanawiałem się nawet, czy nie zostawić obecnej sprawy przyjacielowi, by móc znowu zadzwonić i pilnować, aby jej myśli nie powróciły do chwil ostatnich dni, ale to nie było coś, co mogłem sobie odpuścić. Mogliśmy zdobyć istotne informacje i było to zbyt ważne, żeby zostawiać go z tym samego, chociaż nie miałem wątpliwości, że poradziłby sobie w pojedynkę.

Ufałem braciom, że mają May na oku, więc mogłem zająć się tą całą sytuacją, nawet jeżeli wolałbym wykorzystać ten czas inaczej. Najchętniej będąc już przy niej w domu.

Czarnowłosa cicho jęknęła, przekręcając głowę, nadal mając zamknięte oczy. Kilka z potarganych włosów spoczywało spokojnie na jej twarzy. Kiedy odzyska już przytomność, nie wątpiłem, że będą ją irytować.

Oparłem się swobodnie o ścianę, przyglądając się temu, jak się budzi. Samuel wybrał sobie miejsce dużo bliżej, a dokładniej mówiąc - stół przed nią. Nie miał zresztą dużego wyboru. Oprócz niego i krzesła, na którym siedziała, nie było tu właściwie nic innego.

Miałem nadzieję, że wszystko skończy się na zwykłej rozmowie, w jak najbardziej przyjaznej atmosferze.

Jej powieki się poruszyły, a oddech przyśpieszył, gdy zauważyła w jakiej jest pozycji. Skute ręce i nogi nie pozwalały jej na wiele. Szarpnęła się, podnosząc głowę i błądząc wzrokiem po pomieszczeniu, zatrzymując go na mnie, a następnie przenosząc na Sam'a. Mruknęła coś pod nosem, zaciskając zęby. Jeszcze raz próbowała się oswobodzić.

- To bezcelowe - powiedziałem, widząc, że nie przestaje. - Nawet jeżeli się uwolnisz, daleko nie zajdziesz. Lepiej będzie, jak się uspokoisz.

Wbiła we mnie zimne spojrzenie, jednak się nie odezwała. Próbowała za to unormować oddech. Odwróciła głowę, zamykając oczy, jakby starała się wyciszyć. Nie robiła tego po raz pierwszy. Jej klatka piersiowa zaczęła poruszać się w równomiernym rytmie.

Trwała tak przez dłuższą chwilę, prawdopodobnie próbując odnaleźć z tego wyjście. Istniało tylko jedno, a nim było powiedzenie wszystkiego co wiedziała.

Dla dobra samej siebie, powinna zrozumieć to jak najszybciej.

- Myślę, że już zdałaś sobie sprawę z tego co się dzieje. - Sam się nie poruszył, a jego głos był swobodny, a nawet łagodny. - Jestem Samuel, a to Dave - wskazał mnie, chociaż nadal nie miała otwartych oczu. - Sanders.

Stłumiłem parsknięcie. Dodał nazwisko, jakby w tym przypadku miało cokolwiek pomóc. Dziewczyna doskonale wiedziała kim jesteśmy. Gdyby miało to mieć jakieś znaczenie dla niej, już dawno wszystko by powiedziała.

Sandersowie | TOM 1 cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz