– Evan – wydusiłam, kompletnie zamierając.
Poczułam, jak ogarnia mnie panika. Oddech ugrzązł mi w piersi.
Skąd miał ten numer? To niemożliwe, by go zdobył. Głos wewnątrz mnie krzyczał, bym się rozłączyła, ale nie potrafiłam tego zrobić.
– Tęskniłem za tobą, słońce. Mam nadzieję, że spodobał ci się prezent.
Prezent. Nazywał to prezentem, z nieukrywaną radością w głosie, zupełnie jakby nic takiego się nie stało.
– Zabiłeś go – powiedziałam przez ściśnięte gardło, próbując zapanować nad głosem. – Zabiłeś Isaaca.
Na wspomnienie przyjaciela, poczułam zbierające się łzy.
– Stał nam na drodze, słońce. – Na chwilę zamilkł, przez co zastanawiałam się, czy nadal tak był. – Nie jesteś sama. Nawet teraz cię pilnują? – zakpił, ale dla mnie nie miało to żadnego znaczenia. Nie słyszałam niczego innego prócz wszystkich ogłuszających myśli, które skupiały się tylko na jednym.
– Stał na drodze? Tak, jak moi rodzice? Jak mój brat? Dlatego ich zabiłeś? Bo stali ci na cholernej drodze?
Nie powinnam tego kontynuować. Powinnam się rozłączyć, zanim to zabrnie za daleko. Powinnam.
– Zabiłem? – Jego śmiech nieprzyjemnie rozszedł się po moim ciele. – Naprawdę myślisz, że ich zabiłem? Słońce, twój ojciec sam sprowadził na siebie i swoją rodzinę śmierć. Naprawdę chciałem to zrobić, ale ktoś mnie ubiegł.
– Co? – zapytałam zdezorientowana. Niemal panicznie zaprzeczyłam głową. – Kłamiesz. Zawsze potrafiłeś tylko kłamać i manipulować.
– Doprawdy? Pomyśl. Samochód, kierowca, pasażer, broń – wymienił, a moje serce niemal się zatrzymało, gdy wiedziałam już do czego zmierza. – Ja działam sam, słońce. Mam swoje metody. Poza tym – jego głos zszedł niemal do szeptu – przecież byłem wtedy martwy...
Podskoczyłam, kiedy telefon nagle znalazł się w innych dłoniach, a głos Evana ucichł już na dobre.
Nie. Nie teraz. Błagam, tylko nie teraz.
– Już dobrze, nie wstawaj.
Już dobrze? Nie, nic nie było dobrze. Nie mogąc nic zrobić, patrzyłam bez siły, jak wyłącza telefon i go zabiera, chowając poza moim zasięgiem, tym samym zabierając szansę, by dowiedzieć się czegoś więcej.
Musiał kłamać. To przecież robił odkąd go poznałam. Okłamywał mnie. A ja zawsze się nabierałam.
Teraz też tak będzie?
Nie. To on ich zabił. Wynajął ludzi w razie gdyby coś mu się stało, by wykonali za niego robotę. Zabił ich.
Ale on... załatwiał wszystko osobiście. Skoro go nie zabiłam, nie pozwoliłby, żeby ktoś inny się nimi zajął.
Mam swoje metody.
Nie używał broni palnej. Ani razu jej u niego nie widziałam.
To tylko manipulacja. Cholerna manipulacja. Tata nigdy nie wpakowałby się w kłopoty. Nie w takie. Był prokuratorem. Nikt nie zabija prokuratora i jego rodziny w biały dzień!
Wypuściłam drżący oddech. Isaac się ze mną zgodził. Przyznał, że to musiała być robota Evana. Dwa tygodnie po tym, jak się od niego uwolniłam.
– Kochanie, wiem, że ci z tym trudno, ale tata ma rację. – Rozglądnęła się dookoła, jakby środek chodnika nie był odpowiednim miejscem na takie rozmowy. No właśnie. Nie był. – Zrobiłaś co musiałaś, by się wydostać. Nie miałaś wyboru. Wiesz przecież o tym. Nie możemy tego zgłosić.