Rozdział XX

3.6K 196 79
                                    

Stałem nieruchomo, obserwując, jak rozwinie się sytuacja.

Kobieta ochryple się zaśmiała, a jej palce niemal wbiły się w rękę chłopaka, co ewidentnie go zabolało.

– Myślisz, że dam się na to nabrać, gówniarzu? Puszczę cię i tyle na oczy cię zobaczę!

– Możemy spisać umowę, spłacę to, obiecuję.

May bez słowa pobiegła do przodu, gdy sprzedawczyni gwałtownie go szarpnęła, o mało nie przewracając.

– Co pani robi? Proszę go zostawić.

Złapała chłopaka, chcąc go odciągnąć do tyłu, ale tamta nie miała zamiaru na to pozwolić.

– A kim ty jesteś, by się wtrącać?!

Kimś, z kim nie powinnaś zadzierać – warknąłem w myślach.

Chwyciłem jej nadgarstek, mocno ściskając. Skrzywiła się, patrząc na mnie gniewnie. Wyrwała rękę z mojego uścisku, przyciągając ją do siebie i dyskretnie rozmasowując. Wykorzystując to, odsunąłem młodego z dala od kobiety. Za to Sam odciągnął May, jakby podejrzewał, że sprzedawczyni może odbić jeszcze bardziej.

– Proszę się uspokoić – powiedział. – Nie powinna się pani denerwować.

– No tak, bo złość piękności szkodzi – zakpiłem pod nosem tak, że kobieta tego nie usłyszała.

– U niej chyba jest już za późno.

Zerknąłem na May, rozbawiony jej komentarzem. Kiedy to zobaczyła, zauważyłem w jej oczach niezrozumienie. Wystarczyła sekunda, by zorientowała się, że powiedziała to na głos.

– Nie powinnam?! Ten smarkacz rozwalił jeden z droższych kompletów i próbował uciec!

– Ja nie... – zaczął, ale kobieta skutecznie go przekrzyczała.

– Może mam jeszcze za to płacić z własnej kieszeni?

Samuel zmierzył młodego wzrokiem. Chłopak nieznacznie się wzdrygnął. Umiałem oceniać ludzi, Sam tym bardziej, a ten dzieciak na pewno nie chciał stąd uciec, ani też specjalnie czegoś zniszczyć. Zwykły nieszczęśliwy wypadek, który chciał naprawić, nie mieszając w to rodziców. Najpewniej nie mieli na tyle pieniędzy, by to spłacić, a to tylko bardziej obciążyłoby ich budżet.

– Chciałeś uciec? – zapytał go.

– Nie – odpowiedział od razu, unosząc spojrzenie. – Próbowałem znaleźć kogoś, kto odpowiada za sklep, bo był pusty. Chciałem jakoś załatwić tę sprawę...

– Ty gówniarzu! Nie będziesz mi tu kłamał w żywe oczy!

Sam zagrodził jej drogę, zmuszając by się cofnęła. Kątem oka zauważyłem ochroniarza, który niemo pytał, czy powinien tu przyjść. Ciekawe, że dopiero teraz się tym zainteresował. Pokręciłem głową, dając znać, że sobie poradzimy.

Przykucnąłem, sprawdzając cenę całego zestawu. Omal nie prychnąłem, gdy okazało się, że został wyceniony na ponad dwa tysiące. Wystarczył mi jeden rzut oka, by zobaczyć, że jakość wykonania daleko odbiegała nawet od dostatecznej. Kwota za to była aż nazbyt naciągana.

Spadła filiżanka z talerzykiem.

Podniosłem się.

– Zapłacę za to – poinformowałem kobietę, dostrzegając w jej oczach błysk zwycięstwa, który nie wyglądał, jakby pojawił się jedynie z powodu wydobycia pieniędzy za rozbitą porcelanę.

Chłopak od razu zareagował.

– Nie mogę pana o to prosić. To duża kwota...

Znowu nie zdążył dokończyć.

Sandersowie | TOM 1 cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz