Rozdział VII

4.3K 198 60
                                    

- Isaac?! - zawołałam, zaciskając palce na łańcuszku. - Isaac!

Gdzie jesteś. Gdzie jesteś, kretynie.

Wchodziłam do różnych pomieszczeń, przelotnie na nie zerkając.

Nie było go.

To nie to miejsce?

Wbiegłam po schodach do góry, próbując pozbyć się wszystkich wspomnień, które uderzały mnie jak lawina.

Te jednak nie ustępowały.

- Wow, siostra, to dla niego tak się wystroiłaś? Od kiedy ty nosisz sukienki?

Zatrzymałam się w połowie schodów, zaskoczona patrząc na Phila. O ile nie pomyliłam godzin, była dopiero dziewiąta. Zobaczenie go na nogach o tej porze, w wolny dzień, należało do niemal legendarnych widoków. Oboje nie byliśmy rannymi ptaszkami, tylko że on nie miał raczej powodów, by wstawać tak wcześnie.

W przeciwieństwie do mnie.

- Wyglądam dziwnie? - zapytałam od razu, na co zmierzył mnie wzrokiem.

Powinnam się przebrać? Już nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam na sobie sukienkę i tak właściwie nie wiem co mnie podkusiło by ją dzisiaj założyć. Tak samo, żeby zrobić warkocze, z którymi w dodatku męczyłam się dobre minuty, a i tak nie należały do perfekcyjnych.

Zdecydowanie nie był to mój typowy ubiór na letnią czy jakąkolwiek inną porę.

Zaczęłam się niecierpliwić, gdy nadal mnie oglądał nic nie mówiąc.

- I? - dopytałam.

Oparł się o ścianę, przeczesując włosy.

- Szczerze?

Westchnęłam.

- Tak. Wyduś to wreszcie. Nie obrażę się przecież. Chcę tylko wiedzieć, czy Evan będzie musiał dzisiaj udawać przy ludziach, że mnie nie zna...

- Gdybym dowiedział się, że tak zrobił, już nie byłby twoim chłopakiem i osobiście bym tego dopilnował.

Przewróciłam oczami.

- Dobra, idę ubrać coś innego.

Kiedy już go minęłam, kierując się do swojego pokoju, odezwał się za moimi plecami.

- Wyglądasz cudownie siostrzyczko i doceń to, bo komplementy nie leżą w mojej naturze.

Leniwie ruszył do drzwi, które znajdowały się naprzeciwko moich. Nim zniknął, postanowiłam jeszcze zapytać:

- Co się stało, że wstałeś tak wcześnie?

Uniósł brwi, patrząc na mnie jak na jakąś idiotkę.

- Żartujesz? Ja dopiero zamierzam się położyć.

Wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi.

No tak.

On po prostu jeszcze nie spał.

- Isaac! - zawołałam znowu, wchodząc do wszystkich możliwych miejsc.

Łazienka, sypialnia rodziców, gabinet taty. Były puste.

Ominęłam Dave'a, kiedy znalazł się nagle tuż obok. Przez ułamek sekundy mój wzrok zatrzymał się na jego dłoni i na tym co w niej trzymał.

Potrząsnęłam głową, w dalszym ciągu przeszukując kolejne pomieszczenia.

- May, tu nie jest bezpiecznie.

Sandersowie | TOM 1 cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz