Dźwięk wystrzału sprawił, że moje wszystkie myśli uciekły. Stałam nieruchomo, patrząc na przerażoną twarz kobiety, a następnie na to, jak uginają się pod nią nogi i upada z głuchym odgłosem.
- Nia! - krzyknął mężczyzna, opadając na kolana obok niej i próbując coś zrobić, mimo związanych rąk. - Nia, patrz na mnie. Będzie dobrze. To nie jest poważna rana. Wyjdziesz z tego - mówił, panicznie błądząc po niej wzrokiem. Jego głowa odwróciła się w bok, gdzie stali Sandersowie. - Pomóżcie jej! - wykrzyczał.
Moje gardło się ścisnęło, a ciałem wstrząsnął dreszcz. To za dużo. Za dużo.
Tylko teraz Evan wycelował w mężczyznę.
- Nie - zapłakałam żałośnie, nie potrafiąc się ruszyć. Mój słaby głos został pochłonięty przez kolejny strzał.
Mężczyzna zadrżał, przenosząc powoli swoje zdezorientowane spojrzenie na nas.
Jednak Evan też zadrżał. Jego broń upadła, a samemu złapał się za przedramię. Wtedy na jego dłoni zauważyłam krew.
Słyszałam, jak dzieci zaczynają płakać. Słyszałam deszcz, wiatr, ale oprócz tego trwała przeraźliwa cisza.
Widziałam, jak spojrzenie mężczyzny ucieka na pistolet. Nie zastanawiał się długo. Wyciągnął złączone ręce w jego stronę, łapiąc go. Wycelował w swojego oprawcę i bez żadnego wahania nacisnął spust. Nic się nie stało.
- No proszę - odezwał się Evan, gdy mężczyzna wciąż nerwowo pociągał za spust. - Dlatego wolę noże. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodły.
Po tych słowach przyciągnął mnie nagle do siebie. Owinął rękę wokół mojej talii, a dłoń drugiej przycisnął do gardła.
Będąc odwrócona w taką stronę, byłam przodem do Sandersów. Dave i Samuel od razu skierowali broń w dół.
Czyli stałam się zakładnikiem w nieodpowiednim momencie.
- No dalej! Już nie chcecie strzelać? - zapytał, śmiejąc się. - Pozwolicie w takim razie, że w końcu się zabawię z moim słońcem. Na osobności.
Poczułam, jak po moich policzkach ściekają łzy.
- Nie - szepnęłam, próbując się uwolnić. Próbując coś zrobić. Wysunęłam schowany kawałek szkła, jednak ten, przez drżące dłonie, upadł na ziemię, a ja znowu... znowu byłam bezsilna.
Szarpnęłam się mocniej, nie zważając na rozchodzący się po moim ciele ból, ale to było na nic. Tylko wszystko pogorszyłam.
Palce Evana mocniej zacisnęły się na mojej szyi, sprawiając, że z trudem łapałam powietrze. Miałam wrażenie, że moje gardło zaciskało się z każdą sekundą coraz bardziej.
- May! - Twardy i upominający głos Samuela odbił się w mojej głowie. Chciałam na niego spojrzeć, ale wtedy nagle ponownie znalazłam się w środku budynku. Tym razem wraz z Evanem. Odepchnął mnie na bok. Zakaszlałam, z całych sił próbując skoncentrować się na oddechu.
Zamknął drzwi, blokując je, by nikt się tu nie dostał. W pomieszczeniu stało się ciemno i tylko małe szpary wpuszczały do wnętrza trochę światła.
Tylko spokojnie - powiedziałam sama do siebie. - Co mówił Sam? Że nie mogę spanikować, prawda? A ja powiedziałam, że tego nie zrobię.
Kevin zajmował się już Austinem. Dzieci i mężczyzna zostali na zewnątrz, więc... Evan nie powinien już nikogo więcej skrzywdzić.
Reszta nie powinna mieć znaczenia.
- Dlaczego to robisz? - spytałam zmęczona. Zmęczona tym wszystkim, tymi latami.