Rozdział XXII

3.9K 206 49
                                    

Mój ojciec? Ze wszystkich możliwych osób, zlecił to mój ojciec?

To nie mogło przecież znowu się zdarzyć. Nie drugi raz. Nie z May.

Wyciągnąłem rękę, chcąc ją złapać, widząc jej oczy pełne łez, ale wybiegła, nawet za siebie nie patrząc. Odgłos jej kroków szybko ucichł, a ja stałem w miejscu, nie wiedząc, czy w ogóle chce mnie widzieć. Tylko ból, widoczny na jej twarzy, nie wydawał się spowodowany informacją o rodzinie. Poznaniem prawdy i świadomości, że Evan nie kłamał.

Ten ból był zupełnie inny.

Zacisnąłem dłoń w pięść, odwróciłem się do wciąż oszołomionego sytuacją Samuela i, pierwszy raz od dziewięciu lat, uderzyłem go. Zachwiał się, ale nie upadł. Zrobił dwa kroki do tyłu, łapiąc równowagę i stając stabilniej na nogach. Chwyciłem go, chcąc uderzyć jeszcze raz i, mimo że o tym wiedział, nie zrobił nic, by się bronić. Po prostu czekał.

– Przesadziłeś tym razem – rzuciłem ostro, nie spuszczając jego twarzy z oczu. – I nie wmówisz mi kurwa, że to część twojej jebanej terapii.

Chciał się odsunąć, ale nie pozwoliłem mu na to.

– Nie chciałem, by to poszło w tym kierunku – powiedział słabo, przykładając dłoń do ust, tym samym rozmazując krew. – Nie wiedziałem, że zinterpretuje to w ten sposób.

– Żartujesz sobie ze mnie? – spytałem z niedowierzaniem. – A jak inaczej miała to niby zinterpretować?! Co ci, kurwa, strzeliło do głowy, by pytać o to w taki sposób?!

Przymrużył oczy, widocznie starając się kontrolować swoje oddechy. Ani razu na mnie nie spojrzał.

– Nie powiedziałaby inaczej... – Wziął głębszy wdech, chociaż nie wyglądał, jakby miał mu on pomóc. – Powinieneś do niej iść...

Zacisnąłem zęby, klnąc.

– Nie masz tam innych kamer – stwierdziłem jak głupi. – To była kolejna prowokacja.

– Naprawdę nie miałem pojęcia, że tak mocno zareaguje.

Pokręciłem wściekły głową.

– Spierdoliłeś to, Sam. Zaufała ci, traktowała jak najbliższego przyjaciela, bo taką osobą się dla niej stałeś, a ty wbiłeś jej właśnie pierdolony nóż w plecy. Z nas dwóch, akurat ty powinieneś wiedzieć to najlepiej.

– Wiesz, że...

– Że co? Że nie chciałeś jej zranić? Za późno, Sam. Zraniłeś ją dużo mocniej, niż możesz to sobie wyobrazić, w sposób najgorszy z możliwych.

Usłyszałem, jak ktoś pojawia się w pokoju, a następnie zaskoczone sapnięcie.

– Kurwa, co jest z wami wszystkimi? Zostaw go Dave. – Stanął przede mną, odsuwając od przyjaciela, ale gdy tylko moja dłoń zniknęła z jego koszulki, Samuel zachwiał się i przewrócił. – Cholera – syknął, od razu przy nim kucając. – Wszystko dobrze?

Samuel usiadł z jego pomocą, nieznacznie się krzywiąc.

– To tylko osłabienie. Nic takiego.

Zgiął nogę, opierając na niej rękę, a na ręce głowę. Zamknął na chwilę oczy, zaraz je otwierając.

Patrzyłem na niego, czekając aż nasz wzrok się spotka, i kiedy tak się stało, nie potrzebowałem jego słów, by znać powód tego zasłabnięcia.

– Może wezwać Kevina? – kontynuował Carl. – Mocno krwawisz z tej wargi.

– Zaraz przestanie. Nie musisz się martwić. Też jestem lekarzem, Carl. Poradzę sobie.

Sandersowie | TOM 1 cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz