Zacisnąłem palce na broni, mocno się powstrzymując, by nie zakończyć tego w tej jednej chwili, strzelając mu między oczy. Wszystko, co zrobił May, a nawet nam i Austinowi, sprawiało, że nie chciałem czekać dłużej.
Tylko nie mogłem tego zrobić. Wtedy uszłoby mu to na sucho. Zginąłby, nawet tego nie odczuwając.
A ja nie miałem zamiaru na to pozwolić. Chciałem, by miał pełną świadomość tego, co go czeka.
– Jak się czuje May?
Zmusiłem się, by przenieść spojrzenie z Evana na brata.
Jak się czuje? Czuje się fatalnie i nie miałem co do tego żadnych wątpliwości, nawet gdy starała się pokazać nam coś innego. To było dla niej zbyt duże obciążenie. Gdyby została w domu, nic z tego by ją nie spotkało. Dlaczego musiała być tak cholernie uparta?!
– Nadal do końca się nie uspokoiła – odpowiedział Sam. – Jest na skraju różnych emocji, ucieka myślami, wciąż jest roztrzęsiona...
– Kurwa – warknął cicho Carl. – Działaliśmy najszybciej, jak tylko mogliśmy, ale zanim do niej dotarliśmy, ten skurwiel zdążył już ściągnąć spodnie i przyłożyć jej nóż do gardła.
Zacisnąłem zęby, odkładając broń, bo wątpiłem, że wytrzymam dłużej, mając ją w ręce. Ale bez niej nie było lepiej. Zacisnąłem pustą dłoń w pięść i nawet się nad tym nie zastanawiając, zamachnąłem się, uderzając tego sukinsyna w twarz. Syknąłem, gdy siła, z którą to zrobiłem, odbiła się również na mnie.
Samuel tylko rzucił na to okiem, zaraz wracając do tego, o czym mówił wcześniej.
– Dojdzie do siebie. Musimy tylko zapewnić jej warunki, które pozwolą jej odpocząć, szczególnie, kiedy całe napięcie ją opuści. Mimo że ostatnie tygodnie nie były dla niej łatwe, zrobiła ogromne postępy od czasu naszego pierwszego spotkania.
– Nie tylko ona je zrobiła.
Ta uwaga sprawiła, że moje spojrzenie znowu spoczęło na bracie.
– Wiesz co, Carl? Będzie lepiej, jak po prostu zamilkniesz – mruknąłem.
– Boisz się prawdy, braciszku? – spytał, w rozbawieniu unosząc brwi. – Zmieniłeś się odkąd ją poznałeś. I muszę przyznać, że to zdecydowanie zmiana na lepsze.
– Za to ty wciąż jesteś taki sam – powiedziałem pod nosem, ale w żaden sposób nie zaprzeczyłem jego słowom. Miał rację i wiedziałem o tym. Nie zdawałem sobie tylko sprawy z tego, że aż tak bardzo było to widoczne. Szczególnie dla nich.
Przeczesałem dłonią włosy. Przez jeden miesiąc wydarzyło się więcej niż w całym popieprzonym roku.
Niecierpliwie ruszyłem Evana nogą. W jednym z okien nie było już desek, dzięki czemu padało na niego całe światło.
Carl i Jay nie żałowali sobie przy wiązaniu go. Był podwieszony za ręce, stopami ledwo dotykając podłoża. Nie miał możliwości się uwolnić. Nawet gdyby próbował, mocno skrępowane w kilku miejscach ręce i nogi mu na to nie pozwolą.
Poza tym sam nie miałem pojęcia, jak to cholerstwo można byłoby z niego ściągnąć.
– Gdzie wy nauczyliście się tak wiązać?
Carl przekrzywił głowę, szeroko się uśmiechając.
– Gdzie nauczył się tego Jay, to nie wiem, ale ja miałem kilka ciekawych okazji do tego.
Skrzywiłem się, chyba nie chcąc wiedzieć więcej.
– Uznajmy, że nie pytałem o to.
Patrzyłem, jak Samuel podchodzi do Evana. Zrobił coś i zaczął klepać go po twarzy.