Rozdział XXV

4.3K 199 57
                                    

Stałam przed lustrem w łazience, uważnie przyglądając się swojemu odbiciu. Niektóre mniejsze siniaki już zdążyły zniknąć, ale te większe wciąż były dobrze widoczne, za to rana od noża prawie się zagoiła. Problemem nadal były połamane żebra, które nie dawały o sobie zapomnieć. Nie było źle, dopóki faktycznie o nich pamiętałam i nie robiłam żadnych ruchów, przez które odzywały się bardziej.

Zrobiłam kilka kroków w tył, by lepiej widzieć swoją sylwetkę. A dokładniej mówiąc, by lepiej widzieć swój wczorajszy zakup. Odrzuciłam włosy do tyłu, przyglądając się bordowej bieliźnie koronkowej. Pamiętam, jak Dave mówił, że też lubi ten kolor. Chyba że kłamał. Wtedy jest jeszcze czarna.

Boże, czy ja naprawdę wybierałam bieliznę pod niego? Zapewne nawet nie będzie miał okazji, by mnie w niej zobaczyć. Nie byłam na tyle śmiała, żeby mu się tak pokazać.

Ja nawet nigdy wcześniej nie miałam na sobie podobnego kompletu. Większość moich majtek miała różnorodne nadruki, a jeżeli pasowały do stanika, to jedynie przez czysty przypadek. Tak naprawdę weszłam do tamtego sklepu ze zwykłej ciekawości i nie sądziłam, że wyjdę z zakupem bielizny, która zdecydowanie zaliczała się do tych, które można było nazwać seksownymi. W dodatku nie była za tania. W pewnym momencie chciałam z niej zrezygnować, ale sprzedawczyni swoim zachowaniem skutecznie mnie od tego odwiodła.

Przesunęłam włosy na przód, odwracając się i patrząc na plecy, ale moje spojrzenie i tak zjechało niżej, na miejsce, gdzie widniała blizna przedstawiająca znak słońca. Jak zawsze odwróciłam wzrok, starając się ją ignorować. Ponownie skupiłam całą uwagę na materiale.

- To szaleństwo - mruknęłam, wzdychając.

Chociaż była przepiękna, a nawet ładnie układała się na moim ciele, to nadal za bardzo się krępowałam. Może kiedyś? Kiedyś na pewno zyskam więcej pewności siebie.

Ostatni raz ułożyłam włosy i delikatnie się uśmiechnęłam. Jeszcze będzie na to czas.

- May, jesteś tu?

Rozszerzyłam oczy, gdy usłyszałam z pokoju wołanie Dave'a. Spojrzałam szybko na drzwi, a następnie mój wzrok powędrował na zamek.

Nie. Nie, nie, dlaczego nie był przekręcony?

- May?

Jego głos dobiegł zdecydowanie z bliższej odległości, a ja poczułam, jak moje serce omija kilka uderzeń.

W przypływie paniki, zamiast odpowiedzieć, najszybciej jak tylko potrafiłam, rzuciłam się do drzwi, chwytając za klamkę. Wyciągnęłam drugą rękę, by przekręcić zamek, ale nim zdążyłam, drzwi się otworzyły, a ja pociągnięta, poleciałam do przodu.

Wprost na Dave'a.

Złapał mnie zaskoczony, kładąc dłoń na moich nagich plecach. Zamarłam, praktycznie nie oddychając.

Zacisnęłam powieki. To nie miało tak być. Co w ogóle powinnam teraz zrobić? Nie mogłam nawet zapaść się pod ziemię, bo Dave wydawał się trzymać mnie całkiem stabilnie.

Nagle jego druga dłoń znalazła się na moim ramieniu, przez co odruchowo się spięłam, mimo że jego dotyk jak zawsze był delikatny i ciepły. Wydawało mi się, że pochylił też lekko głowę.

- Wejdźmy do środka, dobrze? - zaproponował łagodnie.

Ostrożnie przełknęłam ślinę, zgadzając się. Cofnęłam się, a kiedy Dave również znalazł się w środku, zamknął drzwi i przekręcił zamek.

Tym razem zdecydowanie były zamknięte.

- Kochanie, spójrz na mnie - poprosił, co wykonałam z opóźnieniem, nie wiedząc jak powinnam się teraz zachować. - Nigdy cię nie skrzywdzę. Nie bój się.

Sandersowie | TOM 1 cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz