Jaehyun czuł się szczęśliwy. W końcu jego mama była gotowa zaufać mu na tyle, żeby zgodzić się na wyjście do Taeyonga. Wiedział, że skoro był dorosły, to teoretycznie mógł tam pójść bez żadnych pytań. Jednak wolał nie robić sobie dodatkowych problemów, bo udobruchać jego matkę było naprawdę trudno. Póki mieszkał pod jej dachem, chciał odjąć jej zmartwień swoją osobą.
– Ale uważaj na siebie, dobrze? – wyjrzała zza ściany, kiedy wkładał buty.
– Obiecałem Ci to już dziesięć razy. Będę uważać – odsalutował.
– Po prostu się martwię... Zrozumiałam, że Taeyong jest w porządku, jednak ta okolica ma nadal dużo do życzenia.
– Nic mi nie będzie – odetchnął – Będę szedł.
Po tym, jak posłał mamie ostatni uśmiech, odwrócił się na pięcie i ruszył na Tent pieszo. Przez to, że auto jego taty było w naprawie, pożyczył mu swoje i pozostały mu własne nogi oraz rower. Musiał przyznać, że nie przepadał za jednośladem, dlatego niespiesząc się rozpoczął spacer.
Gdyby jeszcze pół roku wcześniej ktoś powiedział mu, że będzie szedł na Tent, bo mieszka tam jego najlepszy przyjaciel, roześmiałby się głośno. Musiał przyznać, że myślał o ludziach stamtąd tak jak każdy inny. Jednak po poznaniu Taeyonga jego pogląd na to miejsce uległ zmianie. On i jego siostra byli naprawdę dobrymi ludźmi z wielkimi sercami. To samo mógł powiedzieć o Dongyoungu, którego poznał niedawno. Choć zamienił z nim tylko kilka zdań, wydawał się bardzo przyjazną i rozgarniętą osobą
Z każdym krokiem był coraz bliżej i musiał przyznać, że trochę się stresował. Nie wiedział, czego powinien się spodziewać. Lee opowiadał, że na wielkim podwórzu Tentu jest zawsze sporo ludzi. Nie chciał zwracać na siebie zbyt wiele uwagi, ale czuł, że będzie dostawać niezbyt przyjazne spojrzenia.
Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się przy wąskiej ścieżce między kioskiem a sklepem spożywczym, która prowadziła w jego docelowe miejsce. Odetchnął głośno i pewnym krokiem poszedł wzdłuż niej. Głosy, które stamtąd słyszał, były coraz głośniejsze, jednak przez ilość osób - niewyraźne. Miał wrażenie, jakby wchodził na szkolny korytarz w trakcie najdłuższej przerwy.
Gdy w końcu wyszedł na plac, rozejrzał się dookoła. Wszystko wyglądało podobnie do jego wyobrażeń. Trzy bloki tworzyły niesymetryczny trójkąt, a Taeyong mieszkał w tym po jego lewej. Najwięcej ludzi zgromadzonych było przy środkowym bloku. Było tam kilka ławek, chociaż zdecydowana ilość osób siedziała po prostu na schodkach wejściowych.
Zauważył, jak wiele osób zwróciło na niego uwagę, ale postanowił się tym nie przejmować. Próbując wyglądać na zupełnie obojętnego, wystartował w stronę jednego z bloków, póki ktoś nie stanął naprzeciwko niego.
– Um... coś się stało? – odezwał się.
Nieznany mu mężczyzna, na jego oko może koło trzydziestki roześmiał się pod nosem. Zaraz po tym jego twarz zupełnie zmieniła wyraz i ostrym wzrokiem spojrzał na Jaehyuna.
– Kim jesteś i czego tutaj szukasz?
– Jestem Jaehyun – odparł spokojnie – Przyszedłem tutaj do kogoś.
– Ach... do kogoś? Kto taki?
Chłopak przyjrzał się nieznajomemu i dopiero zauważył, jak wyglądają jego źrenice. Gdzieś w myślach wywrócił na to oczami, ale zwyczajnie chciał zignorować fakt, że rozmawia z kimś, kto jest pod wpływem narkotyków.
CZYTASZ
01:27 AM| jaeyong
Fanfictionzakończone ✓ Jaehyun słyszał o Taeyongu wiele. Był przyjacielem każdego i wszędzie było go pełno. Wydawał się być ideałem. Chociaż wcale nim nie był, a on przekonuje się o tym jako pierwszy. instagram!au; pobocznie nomin, yerene start: 22.04.21 en...