» 134 «

615 54 37
                                    


Taeyong czuł się dobrze. Chyba.

Ostatnio wszystko było mu obojętne, jednak nie odczuwał niczego specjalnego. Chociaż nie świętował urodzin bardzo hucznie, a zawsze tylko jadł tort z rodzeństwem, teraz nawet na to nie miał ochoty. Był zawiedziony swoim własnym zachowaniem.

Tuż po północy, kiedy siedział przy oknie i wpatrywał się w okolice, do jego pokoju przyszli Soora i Doyoung z tortem. Widział, że jest pokryty różowym kremem i ma poukładane na czubku maliny – jego ulubiony. Kilka świeczek tliło się i tylko czekały, aż je zdmuchnie. Ten gest był pierwszą rzeczą od dawna, która wywołała niewielki uśmiech na jego twarzy. Jednak po krótkich życzeniach i zdmuchnięciu świeczek, poprosił, żeby tort zjedli później, bo chciałby położyć się spać.

Nigdy tak nie robił. Zawsze jedli tort jeszcze w nocy, rozmawiali i szli spać nad ranem. Mimo że oboje uśmiechnęli się i powiedzieli, że to w porządku, on zaczął czuć się źle. Tak jakby ich zawiódł. Okrył się pościelą jeszcze bardziej, bo mimo że był lipiec, pogoda nie rozpieszczała. W pewnym momencie usłyszał delikatne pukanie do drzwi. Był pewny, że to Soora, jednak zaskoczył go widok Yonghwana.

– Cześć Tae – odezwał się.

– Cześć...

Starszy usiadł na drugiej stronie łóżka, a Taeyong nie wiedział, co powinien myśleć. Jego brat dawno nie wyglądał na takiego zagubionego. Zazwyczaj chodził z głową uniesioną wysoko, a jego pewność siebie przebijała każdą inną wartość.

– Trochę myślałem nad tym, czy dobrze będzie, jeśli do ciebie przyjdę...

– O co chodzi? – wtrącił się – Hyung, jeśli przyszedłeś mi powiedzieć, że znowu zrobiłem coś źle, to-

– Nie! To nie o to chodzi – dodał ciszej – Chciałem przeprosić.

– Och... naprawdę?

– Wiem, że jestem najgorszym starszym bratem, jakiego mogłeś mieć. Naprawdę nie wiem, co myślałem sobie, mówiąc Ci te wszystkie rzeczy...

– Brałeś coś wtedy? – zapytał, nie spoglądając na niego.

– Yoon załatwił coś nowego – przetarł twarz dłońmi – Jak zacząłem ogarniać, co się dzieje, to cieszyłem się, że Doyoung nie chciał, bo wtedy po nikogo by nie poszedł...

– Dlaczego się z nim biłeś?

– Żebym sam to wiedział – westchnął – Byłem nabuzowany, nie znałem go, a wyglądał, jakbym go kojarzył, źle kojarzył. Jest do kogoś bardzo podobny...

– Jego ojciec jest policjantem i podobno często tutaj był – wymamrotał – Jae wygląda jak młodszy on, dosłownie. 

– Och jasne, ojciec glina... Pójdę siedzieć?

– Nie wiem – wzruszył ramieniem – Mogą to gdzieś zgłosić.

– Taeyong, nie bądź taki obojętny – przysunął się i szturchnął jego ramieniem – Nie lubię tego, że na mnie nie patrzysz.

– A jaki mam być? – podniósł na niego swój wzrok – Powiedziałeś wszystko, czego Jaehyun miał nie wiedzieć! To mnie bolało, rozumiesz?

– Rozumiem i dlatego cię przepraszam. Nigdy nie pomyślałem, że to była twoja wina. Kiedy tata od nas odszedł, byłeś najmłodszy, więc potrzebowałeś uwagi. Może byłem trochę zazdrosny, bo w końcu ja zawsze byłem synalkiem mamy, ale rozumiałem to. Od wtedy powinienem dawać Ci przykład, zastąpić ojca, a jedyne co robiłem, to się upijałem i ćpałem. Musiałeś oglądać to wszystko jako dzieciak. Miałeś rację, mama byłaby mną zawiedziona.

01:27 AM| jaeyongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz