Pokój Życzeń

735 48 15
                                    

Oliver z początku nie wiedział co zrobić. Zaczął powoli się stresować, a jego dłonie pocić z nadmiaru emocji skumulowanych w jego głowie. Kiedy Nayra poczuła że ten nie oddaje pocałunku, odsunęła się powoli i ponownie spojrzała prosto w jego oczy. Wood ujrzał w jej spojrzeniu zawód i smutek.

— Kocham cię... — przyznała płaczliwym głosem i wycierając łzy wybiegła z pomieszczenia.

Kapitan siedział przez dłuższą chwilę sparaliżowany tym wyznaniem. Oczywiście czuł to samo ale pomimo tego, iż teraz jest świadomy jej emocji, nie potrafił powiedzieć tego wprost. Z każą minutą był coraz bardziej zły ta siebie. Myśl że Nayra zalewa się łzami przez jego tchórzostwo była bolesna.

W tym samym czasie Weasley biegła przez puste korytarze Hogwartu. Jej odgłosy niskich obcasów roznosiły się po ścianach. W końcu usiadła na małym, zimnym parapecie. Ułożyła nogi pod brodą i obejmując je dłońmi, oparła głowę o szybę, patrząc w dal. Nie przejmowała się tym że ktoś może ją usłyszeć i z miłą chęcią zaprowadzić do dyrektora, który nałoży na nią karę.

Ręką starła słone łzy, spływające strugami po jej policzkach, rozmywając tusz do rzęs.

Zawsze jak było jej smutno brała książkę i zatapiała się w niej razem z kubkiem kakaa, owinięta szczelnie w gruby, bawełniany koc, albo patrzała w gwiazdy, które kochała. Każda z nich przypominała jej jedno życie. Za każdym razem jakąś gwiazda wygasała, a wraz z nią na niebie pojawiała się nowa. Zazwyczaj robiła te czynności razem z Oliver'em.

Kiedy tylko pomyślała o nim coś zakłuło ją w sercu. Uśmiechnęła się przez łzy ściskając w dłoni naszyjnik od niego, który kiedyś dostała na znak przyjaźni.

Nagle zza rogu wyszli jak zawsze roześmiani bliźniacy, którzy prawdopodobnie planowali kolejny kawał na ślizgonach, ale kiedy zobaczyli siostrę przystali na moment, a następnie podbiegli do niej.

— Co się stało maluszku? — spytał Fred.

— Nie nazywaj mnie maluszkiem. — odparła z irytacją w głosie.

— Oj tam, wszystko jedno, lepiej powiedz co się stało? — machnął jedną ręką drugi przy okazji uderzając pierwszego prosto w środek twarzy.

Ten w zamian zdzielił brata w potylicę. Miało to na celi rozbawienie siostry. Co w jakiś stopniu się udało, bo Nayra uśmiechnęła się delikatnie.

— Oliver się stał. — odparła już bez entuzjazmu.

Nie była zła o to że on nie odwzajemnił jej czuć, po prostu było jej przykro. Miała świadomość że nie zmusi go do miłości, ale myśl że właśnie zrujnowała przyjaźń, łamała jej serce na pół. Tego zawsze najbardziej się bała, odrzucenia.

Bliźniacy spojrzeli na siebie zaniepokojeni. Wymienili spojrzenia, które rozumieją tylko oni i spojrzeli na mapę w poszukiwaniu nazwiska kapitana. Po chwili jednogłośnie stwierdzili że dalej siedzi w Pokoju Życzeń.

Natychmiast ruszyli w tamtym kierunku zostawiając siostrę samą.

Kiedy dotarli przystali na moment by wziąć parę głębszych oddechów.

— Masz słabą kondycję jak na pałkarza. — zaśmiał się George.

— Zamknij się, lepiej sprawdź na mapie czy po drodze nie staranowaliśmy kogoś ważnego, dobrze? — odpowiedział Fred.

W istocie, mogli przez przypadek popchnąć, np. McGonagall lub zdeptać kotkę Filch'a biegnąc tu.

Kiedy już sobie pośmieszkowali z nowej fryzury Filch'a, weszli do środka gdzie zastali siedzącego w jeden pozycji Oliver'a. Cały czas siedział próbując ogarnąć co do cholery się właśnie wydarzyło.

— Chyba nie jest dobrze. — stwierdzili oboje jednocześnie i podeszli do chłopaka, który w skrócie streścił im całą sytuację.

— Ty kretynie! — krzyknął jeden z rudzielców.

— Ty bałwanie! — przekrzyknął go drugi.

— Ty, ty... poczekaj bo nie mam pomysłu — zawiesił się Fred. — ty gnido!

— Okej, zrozumiałem! — podniósł głos Oliver i wyszedł z pomieszczenia szybkim krokiem zostawiając bliźniaków w tyle.

— Dobra, on ma kondycję. — powiedział zsapany George biegnąc na idącym Wood'em.

Więcej niż Quidditch |Oliver Wood|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz