Trzecie Zadanie

663 41 1
                                    

Ten dzień był wyjątkowi ładny, zbyt ładny i spokojny. Weasley podejrzewała, że coś się stanie, lecz starała się nie okazywać swojego zdenerwowania co widocznie jej wychodziło, gdyż nawet Ginny zauważyła zmianę w jej zachowaniu. Mianowicie był to spokó, który pokazywała wszystkim naokoło dziwiąc tym samym resztę reprezentantów, którzy chodzili jak na szpilkach. Nayra jednak w środku była chodzącym kłębkiem nerwów, nawet przy zawodach się tak nie stresowała. Dziewczyna starała się uspokoić jak tylko mogła, nawet podeszła już do Skrzydła Szpitalnego po jakiś eliksir, który jednym słowem nic jej nie dał.

Kiedy weszła na środek pola była niemało zdziwiona. Naokoło stały trybuny po brzegi wypchane kibicami, nawet Malfoy ze swoją świtą raczył się pojawić. Zaraz za zawodnikami znajdował się ogromny i wysoki labirynt, z którego aż wiało grozą i gdyby nie musiała, to rudowłosa z pewnością by tam nie weszła. Im bliżej podchodziła, tym bardziej miękły jej nogi. Spojrzała jeszcze kątem oka na nauczycieli, których twarz także zdradzała zdenerowowanie, jedynie Snape i Phoenix siedzieli cicho z tajemniczym wyrazem twarzy, co chwila spoglądając na nadwyraz zadowolonego z siebie Moody'ego.

Już teraz Nayra wiedziała, że coś tu nie gra. Nie była głupia. Przyjrzała się profesorowi od OPCM i zauważyła brak flakoniku z napojem, który Harry określił jako „na pewno nie sok dyniowy”, a sam mężczyzna jakoś inaczej się zachowywał. Wzruszyła ramionami, aczkolwiek nie spuszczała go z oczu tak długo, aż nie została wepchnięta do labiryntu, którego ściana się zamknęła, a raczej zrosła, za plecami zielonookej.

Wypuściła powietrze ustami, które natychmiastowo zamieniło się w parę. Potarła swoje ramiona i ruszyła wgłąb. Z każdym korytarzem, który szybko przechodziła, czuła coraz większą niepewność. Nie chciała tu być.

Nagle usłyszała głośny i przeraźliwy krzyk dziewczyny, była to Fleur. Nie wiedziała co, lub kto ją zaatakował ale na wszelki wypadek wyciągnęła różdżkę przed siebie i ruszyła jej na pomoc. Kiedy dotarł w miejsce, w którym powinna być Delacour, zauważyła zwijające się pnącza. Przestraszona nie na żarty obróciła się w bok i została przyciśnięta do ściany.

Był to Cedric. Chłopak posiadał niebywałą siłę, którą prawdopodobnie zyskał „gubiąc siebie” w jedynym z korytarzy. Nayra starła się łapać powietrze ale marnie jej to wychodził, gdyż puchon złapał ją za gardło i podniósł do góry. Po chwili rzucił dziewczyną o ziemię i wyciągnął różdżkę kierując jej koniec w stronę Weasley.

W pewnym momencie coś go odrzuciło w tył. Za nim ujrzała Harry'ego, który spojrzał na nią podejrzliwie. Chwile stali patrząc się na siebie, aż w końcu oboje ruszyli biegiem do pucharu stojącego na końcu labiryntu.

Nagle Nayra poczuła jakby coś oplatało jej nogi i po chwili powaliło na ziemię.

— Cholerne pnącza! — krzyknęła próbując się wyrwać ale nic jej to nie dało. W pewnej chwili przeszło jej przez myśl, żeby poprosić młodego o pomoc, jednak nie chciała tego robić, lecz przemogła się, kiedy roślina zacisnęła się ciasno wokół jej ciała, krępując ruchy. — Harry, pomóż! — krzyknęła tak głośno jak mogła.

Potter ustał i patrzał to na nią, to na puchar. Dziewczyna już nie widziała dla siebie ratunku i z powodu braku tlenu zaczęło robić się jej ciemno przed oczami. W końcu czternastolatek ruszył jej na pomoc i rozwiązał z sideł.

Weasley zaczęła nabierać łapczywie powietrze klęcząc na kolanach.

— Dzięki młody. — poklepała go po plecach i używając resztek sił, wstała. — Ej, Potter...? — zaczęła niepewnie widząc zbliżający się wiatr, a korytarz zaczął się zamykać.

— Weź go.— powiedział szybko.

— Żartujesz sobie? Jest twój, uratowałeś mi życie. — odpowiedziała pewna swojej decyzji.

— To złapmy go razem na trzy, — powiedziała Potter łapiąc ją mocno za obolały nadgarstek. — Raz, dwa... trzy! — krzyknął i złapali za przedmiot.

Poczuli nieprzyjemne uczucie w brzuchu i wylądowali na dwóch różnych końcach cmentarzu. Nayra niepewnie wstała i rozejrzała się po miejscu.

— To świstoklik... — wyszeptała przerażona. — Harry, nie powinno nas tu być.

Zaczęła łączyć fakty. Moody z eliksirem, który pił codziennie, brak składników do eliksiru wielosokowego na zapleczu Snape'a. W dodatku to Alastor wnosił puchar do labiryntu. Moody był zdrajcą, który wysłał Harry'ego na pewną śmierć właśnie tutaj, to nie była część turnieju, to on wrzucił jego nazwisko do Czary Ognia. A raczej nie Moody, a ktoś, kto podszywa się pod niego za pomocą eliksiru. Tylko jedno słowo nasuwało się jej na język. Śmierciożercy.

— O cholera...

Więcej niż Quidditch |Oliver Wood|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz