VIII 👑 Victor Jest Szczęśliwym Kawalerem 👑 VIII

515 21 20
                                    

🛡️⚔️
。☆✼★━━━━━━━━━━━━★✼☆。

Nie zasnęłam już więcej tej nocy. Bałam się, znowu zobaczyć tą masakre. A też nie chcąc przeszkadzać rodzeństwu w zasłużonym odpoczynku wpatrywałam się w niebo. Znałam gwiazdozbiory z ziemi, jednak te tutaj wyglądały inaczej. W sumie jak wszystko w tej krainie. Dzikie i nie dzikie zwierzęta, ludzie którzy dla władzy potrafią zabić swoich bliskich. Chociaż takie coś było też na ziemi. Może nie każdy był przedstawicielem tych gburowatych.

Ale nie powiesz, że nie jest tu ślicznie — powiedziała Cassandra

Spojrzałam na nią zdziwiona, leżała koło mnie. Może bym nie zareagowała źle gdybym nie zobaczyła tej samej sukni co w mojej dziwnej wizji o ślubie Victora. Przez chwilę szukałam wzrokiem brata jednak nie było go znowu. Przestraszyłam się, tamta kobieta nie była dobra. Nie mogłam pozwolić, żeby po śmierci mój brat popełnił taki błąd

— Victor wziął ślub? — zapytałam zaniepokojona

Cassandra spojrzała na mnie zdziwiona, jednak w jej oczach zobaczyłam zmieszanie. Ona coś wiedziała, jednak z jakiegoś powodu nic mi nie mówiła. A ja nie zamierzałam się poddać, ona i Victor byli kluczami do prawdy związanej z Narnią.

Skarbie z kim miał wziąć ten ślub? — zaśmiała się nerwowo — Najwięcej szans na ślub masz ty. Szkoda, że nie będę mogła być na tym osobiście

— Jasnowłosa kobieta, piękniejsza od nas. Miała jasną cerę. Biła od niej aura zła — powiedziałam poważnie obserwując blondynkę, która widocznie spochmurniała słysząc opis.

Skarbie, przyśniło Ci się to? Prawda? — zapytała przybierając łagodny uśmiech — Nie martw się to był tylko sen, wytwór twojej wyobraźni. Victor jest szczęśliwym kawalerem

Spojrzałam na nią nieufnie, jednak ta patrzyła na mnie łagodnym wzrokiem, westchnęłam zrezygnowana.

— Wiem, że ten sen jak to nazwałaś ma znaczenia. Odkąd skończyłam siedem lat nie miałam żadnego " snu " a teraz wraz z trafieniem do Narnii było ich już trzy.

Cassandra nie odpowiedziała mi, jedynie uśmiechnęła się szeroko znikając a ja znowu zostałam z śpiącym rodzeństwem i KMP. Przez jej zniknięcie jeszcze bardziej zaczęłam być podejrzliwa co do nich. Znałam ich byli moim rodzeństwem, a teraz widocznie próbowali coś przede mną ukryć.

Długo nie zostało do rana, już zaczynało świtać. Wczoraj o tej porze już byłam na nogach. Ćwiczyłam walkę z Edmundem. Zapragnęłam to dziś powtórzyć, nawet jeśli przez to znowu z przyjaciół znowu przejdziemy na bycie dla siebie nie miłym.

Podeszłam do Edmunda cicho by nie obudzić pozostałej grupy. Musiałam tylko ominąć Zuzanne, która leżała pomiędzy mną a brunetem. Chłopak tak samo jak Zuchron i Piotr spał mając pod ręką swój miecz. Ja sama w czasie snu swój miecz znowu jakoś odpiełam od pasa. Gdy się obudziłam leżał on koło mnie. Nie umiałam spać jak oni cały czas w gotowości do walki. 

Nie chcąc być przypadkowo zaatakowana mieczem, stanęłam za jego głową. Delikatnie zaczęłam potrząsać jego ramionami.

— Edmund — mruknęłam

Nie miał twardego snu, obudził się prawie od razu. Wyglądał na niewyspanego, podobnie jak ja wczoraj. Uśmiechnęłam się perfidnie z mojej małej aczkolwiek nie planowanej zemsty.

— Co chcesz? — zapytałam zachrypniętym głosem przez, który przeszedł mnie niespodziewany dreszcz.

— Poćwicz ze mną — odparłam siadając za jego głową.

Druga Szansa - Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz