XXII 👑 Bolesna Rzeczywistość 👑 XXII

231 14 50
                                    

🔦🏹🗡️
。☆✼★━━━━━━━━━━━━★✼☆。

Patrzyłam po tłumie tych pogrążonych w bólu narnijczykach. Wszędzie go szukałam jednak, nigdzie nie mogłam dostrzec tej jego ciemnej czupryny.  Nie widziałam też hipogryfa na którym poleciał. Przez jedną z łap, która miał biała łatwo było go rozpoznać. Żaden nie był obecny hipogryfów nie miał takiej łapy. Z jednej strony uspokaja mnie to, Edmund nie był sam ale z drugiej strony coś musiało się stać, że go jeszcze nie było. Akcja się skończyła, a on leciał czyli powinien być nawet pierwszy od reszty.

Nerwowo przestopywałam z nogi na nogę. A  szczególnie się zaczęłam się martwić gdy przyprowadzono rannego Zuchrona. Nasz przewodnik leżał bez życia, jak usłyszałam z rozmów innych spadł z wysoka. Wyglądał strasznie, a mi pierwsze łzy zalśniły mi w oczach. Nie raz był gburem ale naprawdę polubiłam tego małego człowieczka.

Nie podeszłam do niego jednak, Łucja się nim zajęła. Był więc w najlepszych możliwych rękach. Sama porozmawiam z nim gdy już się obudzi i będzie w nastroju na cięte riposty które doprowadza mnie do białej gorączki.

Wytrwale stałam w jednym miejscu obserwując niebo. Czułam się coraz gorzej, stres i niepewność zaczęły zapanowywać nad moim ciałem.

Wreszcie dostrzegłam mała kropkę, lecącą w nasza stronę. Każdy odetchnął by z ulgą. Mnie jednak dalej prześladowało złe przeczucie. Nawet na widok hipogryfa się nie  zmniejszyło. Hipogryf wylądował ruszyłam w jego stronę z uśmiechem. Miałam nadzieję, że Edmund za chwilę z niego zeskoczy i uśmiechnie się z kpiną rzucając w moją stronę jakąś kąśliwą uwagę.

― Król Edmund został ranny ― rozniósł się głęboki głos hipogryfa, słysząc to poczułam jakby świat zwolnił. Słyszałam swój pełen bólu krzyk, zdziwione krzyki Narnijczyków, czy krzyki jego rodzeństwa gdy do niego biegli.

Potem jakby świat przyspieszył a we mnie wszystko uderzyło ze zdwojoną siłą.

Czułam jakby moje serce się zatrzymało i rozpadło się na miliony kawałków. Nim cokolwiek zdążyłam pomyśleć, zamieniłam swój zwykły marsz w bieg. Nie zważałam na nic i na nikogo. Chciałam być tylko przy Edmundzie. Łzy zalewały mi twarz, rozmazując obraz. A bezradność opanowała całe ciało gdy patrzyłam jak niedźwiedź zdejmuje już bezwładne ciało Edmunda. Wyglądał jakby nie żył.

Opadłam przy ciele chłopaka, łapiąc go za rękę. Nie zważałam nawet na rodzeństwo, które podbiegło w stronę chłopaka. Wpatrywałam się w Edmunda, miał zamknięte oczy i taki spokój na twarzy. Wyglądał jakby spał. Można było tak pomyśleć gdyby nie dwie strzały wbite w jego brzuch.

― Edmund ― powiedziałam łamiącym się głosem łapiąc go za dłoń.

  Nie interesowało mnie już to, że byliśmy pokłóceni, że byłam bezwartościowa znajoma. Interesował mnie tylko on. Tak bardzo żałowałam, że się z nim nie pogodziłam. Chciałam tylko by otworzył oczy, by nie wyglądał jakby już nie żył.

Piotr połamał strzały i wyjął je, Łucja zalała je swoim magicznym napojem. A ja wpatrywałam się w twarz Edmunda która była taka spokojna. Wypatrywałam jakiś oznak budzenia. Jednak nic się nie zmieniło. Chłopak leżał bez ruchu, a mi się wydawało, że nawet jego klatka przestaje się poruszać. Byłam przerażona, on nie mógł teraz umrzeć. Nie miał żadnego prawa, on ma zbyt długie życie przed sobą.

― Edmund ― powiedziałam łamiącym się głosem Zuza trzymając druga dłoń chłopaka. ― Braciszku, nie żartuj sobie z nas...

― Edmund obudź się ― płakałam widząc, że minuty mijały, a chłopak dalej nie otwierał oczu ― Edmund ― powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

Druga Szansa - Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz