XV 👑 Czas Pożegnania 👑 XV

336 14 2
                                    

Kochani z okazji wigilii dodatkowy rozdział ♥️
Życzę wam Wesołych świąt Bożego Narodzenia ♥️
I super prezentów 🎁
Miłości 💕
Super przyjaźni 😜
Fajnych ocen ✍️
I wszystkiego co najlepsze 😏
A teraz zapraszam na rozdział

🔦🏹🗡️
。☆✼★━━━━━━━━━━━━★✼☆。

Pobudka nie była dla mnie niczym przyjemnym. Od razu zaatakował mnie ból głowy spowodowany przepłakaną poprzednią nocą. Wiedziałam, że zbyt emocjonalnie przeżywam głupie odrzucenie. W końcu za chwilę moja historia może się skończyć. Nikt nie będzie przejmować się tym, że wpadłam w nieodwzajemnioną miłość. Będę wtedy jedynie następnym z trupów, które śnią mi się po nocach.

Nie umiałam być na to obojętna. Nie umiałam mieć wylane jak Claire, nie umiałam schować uczuć jak Zuza nie byłam tak młoda jak Łucja, która pierwsze miłości ma dopiero przed sobą. Byłam sobą Aurorą Hugnes najmłodszą córką Tessy i Theodorica, która zawsze marzyła o bratniej duszy. Dla mnie pierwsza miłość miała być czymś wyjątkowym. Zawsze marzyłam o księciu na białym rumaku jak każda mała dziewczynka. Chciałam przeżyć miłość taka jaka była między moimi rodzicami. Chciałam być dla kogoś ważna, a gdy poczułam te magiczne uczucie okazało się, że nie mam szans na szczęście.

Gdyby nie Aourie, użalałabym się nad sobą do wyjazdu z zamku. Młoda fauncia jednak miała inne plany. Z samego rana wyciągnęła mnie z łóżka prowadząc na bolesna naradę w której oczywiście brał udział Edmund Sprawiedliwy.

Zapierałam się rękami i nogami, dosłownie. Aourie nie rozumiejąc o co mi chodzi, musiał mnie ciągnąc. Towarzyszyło jej ciągle stękanie. Miałam trochę siły, używałam jej by zaprzeć się i nie dotrzeć na salę.

― Błagam cię nie każ mi tam iść ― marudziłam stając przed wielkimi drzwiami prowadzącymi do sali narad.

Aourie westchnęłam zmęczona i nie odpowiadając nic otworzyła drzwi. Jak poparzona podskoczyłam poprawiając swój wygląd. Był tam Edmund musiałam jakąś się prezentować.

― Zdrajca ― szepnęłam by nikt nie usłyszał, i najładniej jak potrafiłam weszłam do sali utrzymując wymuszony uśmiech.

Czułam na sobie czekoladowe tęczówki świgrowały mnie na wylot ledwo powstrzymywałam się by na niego nie spojrzeć. Mogło wyjść niezręcznie szczególnie dla mnie. Postanowiłam stanąć jak najdalej od niego narnijczycy jednak uważali co innego i zaczęli robić dla mnie miejsce koło chłopaka. Zignorowałam ich i wprowadziłam w osłupienie stając jak najdalej. Tak by nawet nasz wzrok nie mógł się spotkać.

Wszystkie istoty patrzyły na mnie zdziwionym wzrokiem. Młodsi uczestnicy narady nawet szeptały między sobą ale magicznie ucichli gdy spojrzał na nich Edmund. Trzeba podkreślić, że jego wzrok był dosyć nieprzyjemny. Nawet dla mnie, chociaż to nie do mnie był on skierowany.

Większość narady spędziłam milcząc. Nie znała się na technice wojennej, ledwo dawała rady używać miecza, a do tego była jedyną kobietą w sali co powodowało moje zawstydzenie. Dlatego po prostu stałam uśmiechając się i starając się wyglądać ładnie. Czułam się jak jakaś ozdoba tej narady. Wszystko co mówili było dla mnie obce, kosmicznie brzmiało. Powoli już tam zasypiałam na stojąco, a myślałam, że nigdy mnie coś takiego się nie spotka.

― A co z kobietami? ― zapytał centaur znajdujący się koło mnie.

Oczywiście zaciekawiłam się wzmianką o mojej płci a senność od razu znikła. Zaczęłam rozglądać się po zgromadzonych, którzy też widocznie zaciekawili się na tą wzmiankę. Niektórych z nich kojarzyłam z wczorajszego ogniska i wiedziałam, że mają żony i dzieci. Odruchowo obstawiłam w głowie, że kobiety zostaną w zamku, tu w końcu będą bezpieczne. Nawet obstawiłam, że sama tu zostanie. Z jednej strony naprawdę tego pragnęłam, bałam się wojny ale... No właśnie zawsze istniało jakieś ale, tym razem to Edmund był tym ale. Martwiłam się o niego nawet nie jak o miłość tylko zwyczajnie jak o przyjaciela. Straciłam już zbyt wiele osób.

Druga Szansa - Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz