XXV 👑 Witam Profesorze 👑 XXV

166 8 4
                                    

― Muszę już iść ― mruknął Edmund, posyłając mi delikatny uśmiech. Zmienił się i, mimo że moje serce tego do siebie nie dopuszczało, widziałam to teraz wyraźnie. Był królem i widać to było to teraz bardziej niż zwykle. ― Musimy mieć pewność, że ludzie są przygotowani do wojny.

Uśmiechnęłam się ze zrozumieniem. Rozumiałam, że musiał iść, jednak nie chciałam tego. Wolałam, żeby dalej leżał koło mnie. Mimo że on się zmienił, ja w głębi serca byłam egoistą, która chciała spędzić z nim jak najwięcej czasu. Bałam się, że tego czasu nie zostało nam wiele. Dlatego chciałam go mieć dla siebie, mimo że wiedziałam, że był potrzebny kraju. Chciałam moc być przy nim, mając możliwość zapomnienia o całym źle wokoło nas. Leżeć na trawie udając, że nie czeka nas krwawa masakra, obserwując niebo, przypominając sobie śmieszne historie. Dawało złudną nadzieję, że wszystko jest w porządku.

― Jasne, idź. Bezpieczeństwo Narnijczyków przede wszystkim. ― mruknęłam, patrząc jak chłopak z powrotem, przyczepia sobie do pasa miecz, który odłożył, jak przyszedł do mnie.

Spojrzał na mnie z tym swoim cwanym uśmiechem. I podszedł do mnie, uśmiechając się szeroko, mimo uśmiechu na ustach widziałam powagę w jego oczach. Dopiero teraz zaczęłam bardziej dostrzegać wielkość Pevensie, której wielkość nie ostrzegałam, będąc zaślepioną swoją stratą i błędnym przekonaniem, że to ja jestem najbardziej pokrzywdzona.

― Moja siostra właśnie zaczyna trening strzelecki ― zauważył Edmund, patrząc za mnie ― Myślę, że mogłabyś pójść poćwiczyć ― uśmiechnął się i założył mi kilka niesfornych włosów za ucho ― Wieczorem cię odwiedzę, chyba że padniesz ze zmęczenia po treningu Zuzy i będę musiał cię odnosić do twojego lokum.

― Bardzo śmiesznie ― zmarszczyłam brwi i choć tego, nie chciałam to i skóra na nosie mi się zmarszczyła, powodując śmiech u chłopaka.

― Uważaj, bo ci tak zostanie i będziesz przypominała gnoma ogrodowego ― zaśmiał się i pstryknął mnie w nos.

― Ty już gargulca przypominasz więc chociaż będziemy się uzupełniać ― odparłam mu natychmiast, pokazując język, by potem się za śmiać.

Edmund, kręcąc głową z niedowierzaniem, odszedł w stronę gdzie, trwał już trening.

Sama za to ruszyłam w stronę, gdzie był trening strzelecki. Narnijczycy byli podzieleni na dwie grupy. Na czele jednej z grup stał Kaspian. Widocznie Zuza rozdzieliła swojego brata z księciem. Dla bezpieczeństwa za to zostawiła księcia koło siebie. I teraz on tak samo, jak Zuza instruował Narnijczyków jak prawidłowo strzelać. Szło mu to o wiele gorzej niż Zuzi. I mogę to przysiąść z ręką na sercu. O mały włos nie oberwałabym strzałą wystrzeloną przez jednego z jego uczniów.

Spojrzałam z lękiem w miejsce, z którego została wystrzelona. I chociaż już wbiła się w drzewo za mną, to dalej bałam się ruszyć.

― Przepraszam księżniczko ― odparł Narnijczyk prawie, padając mi pod nogi, przez co poczułam jak moje policzki się zaróżowieją. ― Błagam o wybaczenie.

― Wstań ― odparłam, gdy szok minął i bodźce świata zaczęły do mnie docierać. ― Nic nie zrobiłeś, uczysz się. To bardziej twój trener powinien się wstydzić ― tu spojrzałam niezbyt zadowolonym wzrokiem na bruneta. On posłał mi delikatnie uśmiech, który chyba miał należeć do tych typu przykro mi.

― Przyszłaś na trening? ― zapytała Zuza, uśmiechając się delikatnie.

― Nooo ― uśmiechnęłam się niewinnie ― Chce coś umieć w czasie walki, byście nie musieli się o mnie martwić.

Zuzanna uśmiechnęła się szeroko widocznie zadowolona z mojej postawy. Postawy, której już po chwili treningu żałowałam. W strzelaniu z łuku byłam jeszcze gorszą niż w walce mieczem. To nie było dla mnie.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 28, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Druga Szansa - Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz